Strona:F. Antoni Ossendowski - Ogień wykrzesany.djvu/132

Ta strona została przepisana.

W południe wpadały tu midinetki na szklankę mleka i omlet, wieczorem — pracownice większych zakładów i sklepów znów na mleko, omlet, czasem — na porcję szynki z marynowanemi jarzynami dla dekoracji. Przerzuciwszy „Matin“ i jeszcze jakiś bulwarowy świstek, Nesser wiedział już, co się dzieje na wojnie.
Obie gazety omawiały bohaterski atak 152-go pułku piechoty francuskiej pod Vieil-Armand i powodzenie Anglików na odcinku Neuve-Chapelle. Wymienione bitwy miały jednak lokalne znaczenie i nie stanowiły żadnego zwrotu w ogólnej sytuacji. Wojna nie wychodziła z fazy okopowej, gdzie wszystko zależało od ilości żelaza, ciskanego przez artylerję.
— Jeden z kawałków tego żelaza zabił Marję Louge... — przypomniał sobie Nesser.
Zapłaciwszy za śniadanie, wyszedł na Boulevard St. Michel i na rogu placu de la Sorbonne skinął na taksówkę.
Narazie wymienił adres fabryki „Astra“, lecz rzucił okiem na zegar. Było kilka minut po ósmej. Julja Martin już od godziny była przy pracy.
— W hali, gdzie zapewne wmurowano wreszcie tablicę pamiątkową z nazwiskiem Marji Louge — podszepnęła natychmiast usłużna, a ciągle jątrząca go myśl.
— Proszę jechać do redakcji „Hałasu Ulicy“ — krzyknął Nesser, gdy auto przejeżdżało koło „Bullier“.
Stary szofer ze zdziwieniem się obejrzał i, mrucząc coś pod nosem, zmienił kierunek.
— Pan Benjamin Rumeur przychodzi dopiero koło południa — poinformował nowy woźny, który nie znał korespondenta. Był to stary niedołęga — kulawy i jąkający się. Młody, tęgi George poszedł niezawodnie na front.