Strona:F. Antoni Ossendowski - Ogień wykrzesany.djvu/134

Ta strona została przepisana.

z nich wywali artykuł patrjotyczny, krew mnie poprostu zalewa — taka głupia, chamska, nieszczera pisanina!
— A drogi redaktor woli obstawać za szczerością? — zapytał z uśmiechem Nesser.
— Cóż mi innego pozostaje? — wzruszył ramionami Rumeur. — Taki już ton nadał pan „Hałasowi“ i należy go się trzymać!
— Bo to się wam dobrze opłaci, redaktorze?
Rumeur mrugnął oczami, wskazując na woźnego, i szepnął:
— Nie mówmy lepiej o tem, co obaj wiemy...
— Ja jestem szczery nie dla pieniędzy i orderu, mój redaktorze — odpowiedział cichym głosem Nesser. — Na dowód przytoczę swoje feljetony ze Sztokholmu. Nie mogły one spodobać się rządowi i stojącej u władzy warstwie społecznej!
— Ach! — załamując ręce, zawrołał Rumeur. — Co panu w tej Szwecji strzeliło do głowy?! Napisać tak horendalne rzeczy! Myślałem, że pan oszalał, albo się stał anarchistą! Mój drogi, nie mogłem umieścić tych korespondencyj w „Hałasie Ulicy“. Zdobyliśmy sobie pierwszorzędną pozycję w prasie i wpływy...
Nesser milczał i uważnie przyglądał się redaktorowi. Wreszcie strzepnął palcami i powiedział z westchnieniem:
— Teraz rozumiem, że pan jest zwolennikiem szczerości... Nie będziemy już jednak więcej o tem mówić! Miałem na pana pewne widoki, myślałem, że zajdziemy razem jeszcze wyżej, niż do godności „naczelnego redaktora“ i kawalera Legji Honorowej...