wtórzył i jął się wzmagać aż przeszedł w jakiś przerażający ryk, wściekły i tęskny zarazem. Szare sylwetki dobiegły już austrjackich okopów.
Nesser ujrzał, jak niezgrabni, ponurzy, brodaci lub zupełnie młodzi strzelcy wyrastali w oczach na olbrzymów. Uwijali się z szybkością niezwykłą, bodli trójgraniastemi bagnetami, podnosili kolby w zamachu, bijąc potężnie. Wprawne oko reportera spostrzegło jednak odrazu, że, chociaż był to bój zaciekły, lecz, mimo odwagi, siły fizycznej i nawyknienia do zapasów ręcznych, miał on jedną słabą stronę. Był to bój indywidualny. Nikt tam nie myślał o sąsiedzie, nikt sobie wzajemnie nie pomagał, nie oglądał się na innych i nie rozumiał całokształtu bitwy. Szli, ni to pojedyńczy kosiarze idą przez łan, kładąc go pokotem, ni to mocarni drwale, którzy w zamachu potężnym podnoszą siekiery i walą drzewa, trzebiąc knieję bezmyślnie, bez planu.
Piechota austrjacka nie wytrzymała jednak dzikiego ataku i porzuciła okopy, cofając się ku dalszym pozycjom. Znowu targnęło powietrzem głuche, zdaleka napływające „hurra!“ To szare szeregi rosyjskich strzelców wpadły do opuszczonych rowów. Już nadbiegały rezerwy, gdy nagle zbocza pagórków okryły się wykwitającemi, białemi kłębami dymów. Ryczeć zaczęła artylerja nieprzyjacielska. Wmig zasypała szrapnelami wolną przestrzeń, poszarpała, osadziła na miejscu biegnące ku zdobytym okopom świeże oddziały, spędziła je z pola w nieładzie i popłochu. Nie przerywając ognia, Austrjacy zaczęli wybijać Rosjan ze zdobytych pozycyj. Granaty i szrapnele rwały się nad okopami, jazgotały i szerzyły zniszczenie. Pojedyńczy żołnierze jęli już wybiegać
Strona:F. Antoni Ossendowski - Ogień wykrzesany.djvu/14
Ta strona została skorygowana.