— Obiecał dać „bombę“, no, i — dał! Cóż to za talent! Jaki cudowny dar wyczuwania nastroju i potrzeb mas czytających! — myślał w zachwycie redaktor „Hałasu“ i spoglądał na wszystkich triumfująco i dumnie.
Wojna przeciągała się, gubiła w drobnych, na pierwszy rzut oka beznadziejnych epizodach uporczywej walki pozycyjnej, gdy tymczasem korespondent „Hałasu Ulicy“ wyczuwał każdym nerwem zbliżające się wypadki wielkiego znaczenia. Nie wiedział jednak, gdzie najpierw mają one wybuchnąć; pytać o to nie mógł, więc przenosił się z odcinka na odcinek, zaglądał wszędzie i węszył na całym froncie — od Dunkierki aż do Epinal. Narazie myślał, że ofenzywa zostanie wznowioną od Saint-Mihiel na odcinku słynnej „kieszeni“, którą tak zdradliwie wysunął naprzód niemiecki generał von Strantz. Korespondent stanął narazie w Chalons. Opuścił go jednak nazajutrz, gdyż nic tu nie wskazywało na zmianę stanu rzeczy. Postanowił tedy zajrzeć do Bar-le-Duc. Miasteczko, które straszliwie ucierpiało od ognia artylerji, ogrodami swemi i zabudowaniami gospodarczemi niemal dotykało ostatnich okopów, otaczających „kieszeń“ niemiecką, i stało się przyfrontowym obozem, pełnym wrzawy i zgiełku. Zalatywały tu nieraz ciężkie pociski nieprzyjacielskie, a samoloty krążyły ciągle dokoła i zrzucały bomby.
Tegoż dnia wieczorem Nesser był świadkiem gorączkowego ruchu w miasteczku. Przybyły tu właśnie dwa świeże bataljony. Dowództwo, nie zwlekając, posłało je do okopów St. Mihiel na zluzowanie zdziesiątkowanych i wyczerpanych kompanij. Niemcy jednak, zostali, widać, o tem poinformowani. Za-
Strona:F. Antoni Ossendowski - Ogień wykrzesany.djvu/164
Ta strona została przepisana.