Strona:F. Antoni Ossendowski - Ogień wykrzesany.djvu/170

Ta strona została przepisana.

— Dwa albo i trzy tysiące ludzi widziało mnie, a na pole wyszedł tylko pan...
— Poco pani się tak naraża? — spytał.
— Pragnę umrzeć... na posterunku... dla spokoju sumienia — szepnęła, zaciskając zęby. — Śmierć oszczędza mnie jednak z całem okrucieństwem..
— Nikt z nas nie przeczuwa nawet, co go czeka w przyszłości — rzucił Nesser.
Westchnęła ciężko i odparła surowym głosem:
— Moja przyszłość — męka nigdy nieskończona.
— Niech pani tak nie mówi! — ożywił się dziennikarz. — Mogę to powiedzieć z własnego doświadczenia, bo przeżywałem już nieludzkie cierpienia.
Podniosła na niego mądre, wszystko rozumiejąco oczy.
— Tak, tak — nieludzkie cierpienia, torturę myśli — wybuchnął z namiętnością. — Późno przyszła ta męka i wszystko, co zbudowałem dla siebie, zburzyła, kamienia na kamieniu nie pozostawiwszy! Czułem się bardzo nieszczęśliwy, a dziś krzyczy we mnie radość i szczęście... Pani to spowodowała, porywając mnie na to pole za Bar-le-Duc!
Pochyliła głowę i rzekła:
— Bóg wynagrodził pana za czym, pełen miłości dla cierpiących...
— A więc jeśli istnieje Bóg i zadaje sobie trud, aby spoglądać na nas, to ześle On i pani sowitą, piękną nagrodę, być może, niespodziewaną! Jeżeli pani wierzy w Boga, zwątpienie w Jego łaskę jest grzechem — powiedział Nesser, tak gorącym głosem, że aż sam to spostrzegł i zdumiał się.
Sanitarjnszka westchnęła i długo milczała.