Strona:F. Antoni Ossendowski - Ogień wykrzesany.djvu/187

Ta strona została przepisana.

jęte zgrozą i majestatem walki, lecz innej — gdy milknie wściekła, stalowa gardziel wojny, a jęczeć i wyć poczyna ziemia — przerażona, stratowana, zbluzgana krwią, gdy łkać, żalić się, rzęzić i wzdychać z goryczą i wyrzutem niemym zaczynają dzieci tej ziemi — ludzie, zmiażdżeni i poszarpani. Przebiegając ulice Boulogne, Nesser słyszał wyraźnie niemilknący, ponury jęk, napływający zewsząd, a tak szarpiący serce, że dziennikarz uczuł nawet pewną ulgę, gdy poprzez ten pomruk przeciągły, drażniący i jednostajny, przedarły się nagle obłędne, rozpaczliwe krzyki i wycie bólu, bo głosem tym przemówiła natura ludzka, bliska mu i zrozumiała.
Feljetonu o Polakach dotychczas jeszcze nie napisał. Na pierwszy plan nasunęły mu się bowiem inne tematy — bardziej znaczące, bliższe uczuciom i rozumowi francuskiemu. Przez cały prawie miesiąc miotał się Nesser po froncie, opisywał bitwy koło La Bassée, gdzie Anglicy zepchnęli wkońcu przeciwnika z jego pozycji i posunęli się o osiemset metrów naprzód, za każdy metr oddając setki żyć ludzkich; był świadkiem nowych potyczek na bagnety i bomby ręczne w Ablain St. Nazaire i Neuville — Saint-Vaast, gdzie sam ledwie że nie zginął od granatu podczas huraganowego ognia Niemców, usiłujących odciąć tyły od dywizyj generała Pétain.
Ten wódz przygotował się właśnie do nowego skoku, oczekując stosownej chwili. Wreszcie przyszła ona 13-go czerwca. Pétain nie mógł dłużej zwlekać. Od ofenzywy na zachodzie zależały bowiem losy sprzymierzonej armji rosyjskiej. Trzy dni trwało burzenie okopów niemieckich i niszczenie zagród kolczastych wściekłym ogniem lekkiej i ciężkiej artylerji. Wre-