cisków i atakiem gazowym. Oddychali powietrzem, zatrutem wyziewami prochu, krwi, potu, kału, gnijącej wody i rozkładających się trupów; istnieli bez pragnień i bez protestu, nieczuli już na to, że oto rzucono ich pod ziemię, nad którą z rozmachem potwornego wahadła miota się tam i nazad ostra kosa śmierci. Bezmiernie, bydlęco gnuśni na pozbawienie ich najistotniejszego prawa człowieka — unikać zagłady i strzec swego życia — poruszali się jak bezduszne tłoki, tryby i przekładnie, pozbawione żądzy życia i wolności czynu, porwani prądem ruchu ogromnej maszyny, przez nikogo już nie opanowanej, gdyż sama oddawna potrzaskała hamulce.
Z temi szaro-błotnistemi istotami złączyła Nessera potęga nowego zmysłu. Wyraźnie widział twarze ich blade, wychudłe, zbryzgane błotem i krwią; zaglądał w oczy — pełne bezmyślnej, bezwolnej tępoty. Poprzez tę zasłonę spostrzegał jednak błyski zimnej, przerażającej rozpaczy, wysiłku nadludzkiego niemal, wołanie o pomoc i litość, troskę gryzącą; wyczuwał lęk bezmierny, obezwładniający, chwiejność, wstrzymywaną ostatniem napięciem woli; miotanie się okruszyn jakichś myśli nędznych i żałosnych i jeszcze coś, co było, jak te błyskawice w mroku i zimnie chaosu, ale tego pojąć i uświadomić nie potrafił.
Posłyszał Nesser jękliwe dźwięki trąbki sygnałowej i — natychmiast wszystko — takie jednakie na pozór, a tak przedziwnie odmienne w głębi swej, skąd ciągnęły się nici, łączące ją z jego zmysłami, — runęło naprzeciwko siebie. Huk rozdygotany, zgiełk ohydny w swem rozpasaniu dźwiękowem, okrzyki ponure i obłędne, ryk zwierzęcy, bezmyślny, czerwień krwi, bluzgającej na ziemię, zwinięte, do kupy
Strona:F. Antoni Ossendowski - Ogień wykrzesany.djvu/213
Ta strona została przepisana.