Strona:F. Antoni Ossendowski - Ogień wykrzesany.djvu/214

Ta strona została przepisana.

szmat poszarpanych podobne ciała zabitych, zaduch potu i wydzielin ludzkich; szał, przerażenie, strach niemy, potworny, pozbawiający woli i rozumu, a potem — cisza, którą przerywają jęki, skamlanie, szloch, zgrzyt kurczowo zaciśniętych szczęk, wo ania żałosne, powrót do rowów, chlupiących błotem, męka na słomie fur sanitarnych, nowy lęk i cierpienia na łóżkach szpitalnych, udręka samotności w ostatniej godzinie życia, rozpacz i nienawiść w chwili konania, i oczy otwarte, męczeńskie, żądne widzenia kochanej, bliskiej twarzy... — oczy martwe, źrenice niby ze szkła, nieruchome, zimno ciekawe — wszystko to ogłuszyło, przytłoczyło i oślepiło Nessera.
— Do wojska! Do wojska! Do was, bracia umęczeni, do ciebie Gramaud, do ciebie — śmieszny plebanie wiejski, do ciebie — synu wieśniaczy... — szepce zsiniałemi wargami ranny, a myśl jego mknie dalej.
Iść do nich, do tych wszystkich zobojętniałych, lękiem zdjętych, zziajanych śmiertelnie, wpędzonych do szlachtuzu bez wyjścia, zrozpaczonych, bezpomocnych, złagodzić ich cierpienia, ożywić ducha, rzucić promień światła w tę zgrozą przenikniętą noc zagłady, ożywić nadzieją, wskazać cel zrozumiały i prosty, usprawiedliwić wszystko i nauczyć przebaczenia... Tak, tak! Razem z temi szaro-błotnistemi zjawami zanurzyć się w topielisku cierpień, oddychać tem samem powietrzem jadowitem, widzieć przed sobą nieodstępne oblicze śmierci i roztaczać przed niemi chociażby najniklejsze światło, ażeby umierać mogły nie w mroku ślepym, nie wśród podobnych do siebie, przybitych do ziemi istot, bez słowa pociechy i otuchy, bez serdecznego uścisku dłoni słabnącej, bez wejrzenia współczucia i przy-