Powoli przesuwał wzrok i zatrzymał go wreszcie na ciemnej postaci, skulonej na stołku przy jego nogach. Nie poznał jej i przyglądał się długo i bacznie. Widocznie odczuła jego wzrok, bo szybkim ruchem uniosła opuszczoną na piersi głowę.
Kanny chciał krzyknąć, lecz z gardła wyrwało mu się skrzeczące, zgrzytliwe bulgotanie. Poznał Julję Martin. Wychudła bardzo; twarz jej pożółkła, lecz Nesser przypomniał sobie odrazu te śmiałe, piwne oczy, mieniące się ognikami, i pasmo rudych włosów, wybiegające z pod kapelusza.
Dziewczyna spostrzegła radość na wynędzniałej twarzy dziennikarza i uśmiechnęła się łagodnie.
Pochyliła się nad nim i szepnęła:
— Tak gorąco modliłam się do Bogarodzicy z Lourdes i do „małej świętej“, aby powróciła panu przytomność! Teraz już wszystko będzie dobrze!
To mówiąc, splotła obie dłonie i namiętnym ruchem przycisnęła je do piersi. Nesser poruszył ustami i drżeniem powiek dał znak, ażeby się pochyliła niżej. Zrozumiała, bo prawie dotknęła uchem warg rannego. Rude pasemko włosów ślizgnęło mu się po twarzy. Urywanym szeptem zadał jej kilka pytań, dysząc ciężko.
— Dowiedziałam się z gazet! — odpowiedziała cicho. — „Hałas Ulicy“ opisywał czyn pana z wszystkiemi szczegółami... Natychmiast przyjechałam do Boulogne... Jestem tu już od tygodnia... Walczył pan ze śmiercią, ale teraz wszystko pójdzie inaczej! Będzie pan zdrów! Ja wiem, że tak będzie!
Nesser uśmiechnął się i z wdzięcznością spojrzał na Julję. Przełapała natychmiast ten wzrok i, pochyliwszy się, przywarła ustami do bladej, wychudłej
Strona:F. Antoni Ossendowski - Ogień wykrzesany.djvu/216
Ta strona została przepisana.