padkami z życia Nessera, że chyba on sam nawet nie mógłby odrazu oddzielić „pszenicy od plew“.
Redaktor „Hałasu Ulicy“ nie miał przytem żadnych wyrzutów sumienia. Był wszak nawskroś dziennikarzem, a więc, rozumiejąc, że robi wściekłą reklamę swemu współpracownikowi, nie miał żadnych skrupułów i obaw. Reklama ta rozszalała w całej pełni z chwilą przewiezienia Henryka Nessera do Paryża, a spowodowała wiele kłopotów słabemu jeszcze i cierpiącemu dziennikarzowi. Opadli go bowiem natychmiast reporterzy, fotografowie i rysownicy portretowych szkiców.
Po paru dniach napastowania go Nesser uprosił administrację szpitala, aby nikogo więcej, oprócz Julji Martin i Rumeura, do niego nie wpuszczano. Redaktor codziennie odwiedzał korespondenta. Siadał przy nim, wpatrywał się w niego okrągłemi, łzawiącemi się oczkami, tarł spoconą, czerwoną łysinę i robił coraz bardziej zdziwioną minę, wzdychając ciężko. Nesser spostrzegł wreszcie, że pan Rumeur chce go zapytać o coś, co nie przechodzi mu przez gardło. Dopomógł mu w tem, zadając pytanie sam:
— Cóż to szef patrzy na mnie, jak baran na nowe wrota?
Redaktor wciągnął w siebie powietrze i wypalił:
— Bo to są dziwy nad dziwami! Taki sobie zuchwały reporter, piszący „Dobre obyczaje rodziny Sauvier“, taki wyga, zdzira, wiecheć dziennikarski...
— Jak pan Benjamin Rumeur — poddał mu Nesser.
Szef „Hałasu Ulicy“ zaśmiał się i, mrużąc oczy, szepnął wesoło:
— Niech i tak będzie, bo w gruncie — to prawda! Ale ja takim pozostanę aż do paskudnej chwili,
Strona:F. Antoni Ossendowski - Ogień wykrzesany.djvu/221
Ta strona została przepisana.