uważać! — myślał dziennikarz i to odkrycie sprawiało mu przyjemność.
Julja Martin przychodziła codzień wieczorem. Znalazła sobie pracę w innej fabryce, więc znowu przez cały dzień była zajęta. Potrafiła jednak, omijając surowy regulamin szpitalny, wyrobić dla siebie przepustkę na wieczorne odwiedzanie chorego.
Chociaż Nesser spostrzegał ślady zmęczenia w oczach jej i na przybladłej twarzy, jednak Julja zjawiała się niezmiennie pogodna, wesoła tak zaraźliwą wesołością, że stała się niezbędną istotą dla całej sali szpitalnej, gdzie w oczekiwaniu operacji leżał Nesser.
Dziennikarz żył od wieczora do wieczora, z niecierpliwością spoglądając na wskazówki zegara i klnąc, że suną tak straszliwie powolnie. Nieraz grzebał w głębi swego serca, szukając w niem oznak budzącej się dla Julji miłości, lecz nie znajdywał ich. Stała mu się tylko potrzebną i drogą, jak wierny, oddany przyjaciel. Umiała tak mądrze i swobodnie słuchać wynurzeń jego, rozumieć go wmig, słowami prostemi skrystalizować myśli, wypowiadane przez niego, i oświetlić je niezwykle łagodnem światłem, przy którem wszystko wydawało się jasnem, ważnem i tak koniecznem, jak samo życie.
Przynosiła mu zawsze torebkę z owocami, albo bukiecik kwiatów i, usadowiwszy się wygodnie, opowiadała o różnych nowinach, słuchach i plotkach, krążących po Paryżu. Wiedziała o wszystkiem i w sposób dyskretny informowała rannych o oczekującej ich operacji, o chirurgach, wyznaczonych do jej wykonania, o miejscu, obranem dla rekonwalescencji, zmianach, oczekiwanych w szpitalu, wizytach dygnitarzy wojskowych i cudzoziemskich gości.
Strona:F. Antoni Ossendowski - Ogień wykrzesany.djvu/224
Ta strona została skorygowana.