niejednokrotnie, nietylko w „labiryncie“ lub koło Arras, lecz w innych też, całkiem odmiennych okolicznościach.
— Nic o tem nie wiedziałam! Zadziwia mnie pan! — zawołała zmieszana nieco panna. — Uznanie moje i zachwyt wzrosły jeszcze bardziej. Nieprawdaż, panno Martin, że przyjaciel pani jest niezwykłym człowiekiem?
Julja powoli podniosła oczy i odparła z naciskiem:
— Tak! Pan Nesser jest niezwykłym człowiekiem! Gdyby pani wiedziała, jak gorąco modliła się za niego mała, biedna, cicha Marja Louge, która, z pewnością, przebywa teraz w niebie, — nie nazywałaby pani pana Nessera... moim „przyjacielem“!...
Panna Briard zaśmiała się.
— Czyż pani uważa, że może mu to zaszkodzić w opinji ludzi porządnych? — spytała, mrużąc oczy.
— Tak! — odpowiedziała Julja. — Ani ja, ani pani nie jesteśmy godne pana Nessera.
— Dlaczego pani tak sądzi? — prawie groźnie szepnęła panna Briard.
— Ja... ach, o mnie nawet mówić nie warto, bo wiem, co pani myśli o mnie... Pani zaś...
Julja urwała, jakgdyby szukając słów.
— Proszę, proszę, jestem nader ciekawa! — szepnęła panna Briard.
Julja spojrzała na nią spokojnym, łagodnym wzrokiem i odpowiedziała cicho:
— Pani jest zbyt porządną damą...
— Co to znaczy? Nie rozumiem... — zmarszczyła brwi piękna panna.
Julja pomilczała chwil kilka i, wzruszając ramionami, odparła:
Strona:F. Antoni Ossendowski - Ogień wykrzesany.djvu/244
Ta strona została przepisana.