Strona:F. Antoni Ossendowski - Ogień wykrzesany.djvu/255

Ta strona została przepisana.

Nazwy Douaumont, Vaux, Mort-Homme, Samagneux, Haudimont padały raz po raz. Czytano na głos rozkazy dowództwa rejonu twierdzy, przeglądano mapy, oceniano najdrobniejsze szczegóły, opowiadano sobie o przebiegu toczącej się bitwy i o czynach pułków, biorących w niej udział. Tegoż dnia podciągnięto do linji bojowej ludzi z dalszych obozów rezerwowych; z przejęciem dowiadywali się oni o wypadkach, zachodzących na froncie, i o przewidywaniach sztabu; krytykowali dawny dekret, na mocy którego ogołocono prawie wszystkie forty z artylerji, pozostawiając w nich słabe tylko załogi; debatowali nad sposobami szybkiego przygotowania terenu do skutecznej obrony.
Grupa oficerów i żołnierzy z odznakami 341-go pułku piechoty na mundurach, pochylona nad stołem, przeglądała dużą mapę sztabową i roztrząsała szczegóły bitwy.
— A ja wam powiadam, panowie, — mówił dźwięcznym, jak dzwon głosem, młody kapitan sztabu generalnego, o twarzy poważnej i zamyślonej, — ja wam powiadam, że właśnie pod Verdun zacznie się walka historyczna! Przewiduję, że nie będzie ona efektowną nazewnątrz... Jedynie my — uczestnicy jej ujrzymy rzeczy wspaniałe, wielkie i, jeżeli przeżyjemy ją, będziemy mieli czyste sumienie, że dokonaliśmy dzieła o następstwach decydujących, być może, o dalszym przebiegu całej wojny!
Umilkł wpatrzony w mapę, lecz otaczający go oficerowie zaczęli prosić, aby obszerniej wyraził im swoją myśl. Kapitan przez długą chwilę nie odpowiadał, a wtedy odezwał się siedzący obok niego pułkownik o energicznej, marsowej twarzy.