górka. Wyczuwał na sobie oczy francuskich strzelców, wpatrzonych w niego. Żołnierze milczeli, bo zachwyt i zdumienie nie miały już sił przebić skorupy ciężkiego, jak wieko trumny, zobojętnienia. Nesser powrócił na czołówkę, napoił rannych, zmoczył im czoła i skronie wodą, sam ciężko, chrapliwie dysząc i czując, że płacze bez łez. Razem z kapitanem powracali do swoich transz.
Nadbiegł podporucznik Rouseaud z 8-ej kompanji.
— „Bosze“ zdobywają „Wąwóz Śmierci“ — krzyczał. — Całe mrowie niemieckich strzelców rzuciło się na to przeklęte miejsce... Bijemy w nich salwami.... ale nasza artylerja milczy... Teraz z naszych rowów w wąwozie unoszą się białe dymy... Walczą tam na granaty ręczne...
Kapitan wyjrzał z okopu, lecz w wąwozie zacichły nagle odgłosy boju. Po chwili koło lasku Caillette mignęły mundury cofających się w stronę Fausses-Cotes francuskich strzelców, a inne — też niebieskie wyciągnięte w długą kolumnę, sunęły po zboczach Hardaumont. Byli to jeńcy...
W tym strasznym okresie bitwy o fort Vaux nikt nie miał chwili na długie rozmyślania, niepokój, smutek i rozpacz. Myśl w sposób nieuchwytnie szybki przeistaczała się w czyn. Z przechodzącej równolegle do reduty niemieckiej transzy, przezwanej „Serajewo“, podniosły się nagle szare hełmy, migając tam i sam nad parapetem. Dla każdego kawałka stali, ukrywającej głowę człowieka, — jedna kula... Żołnierzy porwał nagle zapał graczy hazardowych. Strzelali do celu, jak na manewrach do figur drewnianych. Mierzyli starannie, zapominając o własnem niebezpieczeństwie.
Strona:F. Antoni Ossendowski - Ogień wykrzesany.djvu/294
Ta strona została przepisana.