Nesser przy pomocy nowego znajomego rozmawiał z pułkownikiem, opowiadając mu o powszechnem oburzeniu na niekulturalne zachowanie się niemieckich wojsk w Belgji i Francji, co on sam niejednokrotnie opisywał.
— To ten pan jest dziennikarzem? — spytał pułkownik.
— Tak, bardzo znanym dziennikarzem — z naciskiem odpowiedziała panna Briard.
— Djabli nadali! — mruknął kozak. — Niech mu pani powie, że każę wnet zwolnić pałac, aby tylko nic nie pisał, bo nasz generał Brusiłow czyta francuskie dzienniki. Nie daj Boże, dowie się! Toż to dopiero będzie kram! A wszystko przez tego pijanicę!
Istotnie kozacy wkrótce opuścili pałac.
Pozostały po nich stosy próżnych, potłuczonych butelek, pokaleczone meble, porozrzucane, cuchnące onucze, odłamki szkła, zwisające ze ściany szmaty starego portretu, popiół po spalonych książkach w kominku, a w powietrzu — ciężki zaduch baranich kożuchów i dawno niezmienianej, zanieczyszczonej bielizny.
Młody Polak podszedł do panny Briard i Nessera.
— Dziękuję państwu z całego serca za pomoc! — szepnął. — Jestem książę Korybut, syn właściciela pałacu. Rodzina moja dawno już wyjechała do Włoch. Pozostałem, aby bronić starego gniazda. Dziś powiodło mi się, zawdzięczając państwu!
Sługa przyniósł wina. Usiedli w bibljotece, gdzie żałośnie kołysały się strzępy zniszczonego portretu i cicho szeleściły, niby szeptem łzawym żegnały na zawsze kogoś bardzo drogiego i bliskiego.
Strona:F. Antoni Ossendowski - Ogień wykrzesany.djvu/30
Ta strona została przepisana.