żołnierzy. Ujrzał kapitana Delverta. Stał przed swoim posterunkiem z rękami w kieszeniach spodni. Obsypany ziemią, w trzewikach, oblepionych komami lepkiego błota, powolnie i spokojnie obracał głową to wtył, to wprzód, jakgdyby liczył, ile pocisków pada na transzę jego od strony nieprzyjaciela, a ile — z bateryj francuskich. Gdy spojrzał w stronę rowu, gdzie się znajdował Nesser, dziennikarz spostrzegł błysk szkieł na jego oczach i smętny, jakgdyby pełen zadumy uśmiech.
— Uczony, pokojowy, niezmiernie uprzejmy i kulturalny człowiek, stoi tam w zabłoconem, zniszczonem ubraniu i przemokłych cuchnących butach! — mignęła w głowie Nessera myśl. — Widzi on przed sobą i poza sobą najbrutalniejszy, urągający całej etyce przejaw natury ludzkiej... Ach! Jakżeż wściekle drapie się teraz w pachwinę — to wszy dokuczają mu... Dym przysłonił go... Jaki to wybuchnął pocisk: nasz czy niemiecki? Rozpęknął się widać, blisko, bo hełm spadł z głowy kapitana, pochyla się po niego, wkłada, przesuwa dalej klamrę rzemyka i strzepuje z ramion i piersi kurz... I — nic! Nie ucieka stąd, gdzie za chwałę może dosięgnąć go śmierć? Nie kryje się w swej nędznej norze pod betonowym złomem muru? Nie przeklina i nie woła o pomstę do nieba? Nie! Stoi spokojnie, baczny na wszystko i sumiennie broni tej przegniłej, cuchnącej, krwawej bruzdy, w której, niby robactwo, czołgają się ludzie w niebieskich bluzach... O czem myśli w tej chwili uczony Delvert w transzy, wziętej we dwa ognie? Może przypomina sobie, że wojny wybuchały także na 4000 lat przed naszą erą i, z pewnością jeszcze dawniej — w zaraniu tworzenia
Strona:F. Antoni Ossendowski - Ogień wykrzesany.djvu/315
Ta strona została przepisana.