Artykuł miał dziwny, mistyczny tytuł „Verdun ukrzyżowany“.
Przyniosła go panu Rumeurowi młoda, ruda dziewczyna w skromnej, czarnej sukni. Redaktor odrazu ją poznał, a, ujrzawszy pismo swego korespondenta, ucieszył się niewymownie. Radość ogarnęła go, więc przyjął Julję Martin z wytworną uprzejmością, a, że był to człowiek krewki i bezpośredni, — zaczął więc zaraz utyskiwać na korespondenta.
— Ach, ten Neóser, ten Nesser! Co on ze mną wyrabia! Wie pani, panno Martin, że Henryk Nesser po nieszczęśliwej ranie otrzymanej pod Verdun, zerwał wszelkie stosunki z „Hałasem Ulicy“, z redakcją, gdzie go tak ceniono i szczerze uwielbiano?!
— Nic dziwnego, panie redaktorze! — wzruszając ramionami, odparła natychmiast dziewczyna. — Pan Nesser przez rok prawie ciężko chorował. Odnowiły się dawniej otrzymane rany, musiał wyjechać do Szwajcarji, w góry, ponieważ lekarze orzekli, że zagraża mu gruźlica. Był bardzo wyczerpany i słaby... Miał przecież, jak pan niezawodnie pamięta, wyszarpniętą odłamkiem szrapnela część twarzy i prawe oko.
— Czy ja pamiętam o ranach Nessera?! — zawołał pan Rumeur, trzepocąc krótkiemi rączkami i pocąc się nagle. — Czy ja pamiętam! Nie było numeru „Hałasu Ulicy“ bez artykułu, wspomnień i wywiadów o Nesserze i tak przez tygodnie, miesiące całe! Nesser zniknął nam nagle z oczu, nigdzie nie mogłem go znaleźć. On też nie dawał znaków życia... Trafem dowiedziałem się o tem, że za czyny bojowe został mianowany podporucznikiem i że sztab posłał go do Stanów Zjednoczonych w jakiejś poważnej
Strona:F. Antoni Ossendowski - Ogień wykrzesany.djvu/331
Ta strona została przepisana.