nięty i dumny. Wystąpił nauczyciel i głosem, drżącym ze wzruszenia, przemówił w imieniu całej gminy.
Nesser stał pogrążony we wspomnieniach i nie słuchał mówcy. Rozmyślał właśnie nad tem, że życie jest niezmierną potęgą. Wszystko zwalcza i wszystkiemu nadaje powab i piękno z oddalenia czasu. A jednak... A jednak wydaje mu się ono innem teraz, pełnem przedziwnych odcieni, nigdy nie spostrzeganych przedtem i nieodczuwanych sprzeczności, zgrzytów, budzących niepokój głęboki i troskę niepojętą.
Przerwał rozmyślenia, bo nauczyciel podniósł gło6 i wykrzyknął:
— Daliście nam przykład bohaterstwa! Obowiązkiem naszym stanie się wychowanie młodego pokolenia, aby poszło w wasze ślady! Niech umieją najeżyć bagnetami granice naszej ojczyzny i śmiało iść wciąż naprzód i naprzód po zwycięstwo, w imię wielkości i sławy Francji! Niech żyją szlachetni bohaterowie Verdun!
Ustawiona w szeregach dziatwa szkolna na dany znak zaśpiewała marsyljankę. Pochwycili ją wieśniacy i wieśniaczki, śpiewał wójt, lekarz, nauczyciel, listonosz i kulawy sługa kościelny. Po odśpiewaniu hymnu narodowego, tłum otoczył bohaterów i długo wznosił na ich cześć owacyjne okrzyki. Wreszcie uciszyło się wokół.
— Wstąp do mnie na chwilę chociaż! — szepnął proboszcz, dotykając ręki przyjaciela.
Nesser skinął głową. Już dochodzili do nowej plebanji, stojącej pomiędzy nagiemi pniami potrzaskanych pociskami śliw i jabłoni, gdy Nesser przystanął i surowym głosem spytał księdza:
Strona:F. Antoni Ossendowski - Ogień wykrzesany.djvu/344
Ta strona została przepisana.