i niemiłosiernej. Cisza.. ledwie drgają i dzwonią struny, jak owady nikłe, nadlatujące z mroku, jak tętnienie krwi wzburzonej, jak bicie serc, objętych żarem miłości lub wstrząśniętych nagłem przerażeniem. Gdy wszystkim się zdawało, że struny słabną, że tony już zamierają, omdlałe i zrozpaczone, z chóru śmignęła cyganka, bez szmeru, jak wąż, jak cień. Zrzuciła z ramion czerwony szal. Smukła, dumna jej postać w czarnej, gładkiej sukni, podkreślającej wiotkość zwinnej kibici i silnych, wąskich bioder, zamarła w bezruchu, zasłuchana, zaczarowana, śniada, natchniona twarz pałała, ogromne, czarne oczy ciskały płomienie, szybko podnosiła się i opadała niewysoka pierś, na której, jak źrenica węża, skrzył się duży, samotny brylant, rozpryskując snopy barwnych, migotliwych błysków.
Cyganka podniosła ramiona, rozchyliła purpurowe wargi, rozjarzone, olśniewającą bielą zębów. Na otaczających ją gości padł blask, ni to zarzewie, ognisk koczowych.
W jednej chwili rozszalała burza. Cyganie szarpali wściekle i targali struny, uderzali dłońmi w deka gitar, tupali podkutemi butami; buczały i grzmiały basy, tłukły się o sufit i szyby wysokie tenory; klaskały w dłonie cyganki i śpiewały, wykrzykując przeraźliwie i drażniąco:
— Hej! Nastieńka! Hej, umiłowana!
Tancerka, nie odrywając prawie stóp od ziemi, przeszła wzdłuż szeregu towarzyszek, jakgdyby sunęła razem z ruchomą posadzką, a później krzyknęła przenikliwym, orlim skwirem i poczęła się miotać i wić w tańcu, przytupując i obracając się w szalonym wirze.
Strona:F. Antoni Ossendowski - Ogień wykrzesany.djvu/47
Ta strona została przepisana.