wzajem i zniewalały te same usta szeptać słowa skwarnej namiętności lub miotać mściwe przekleństwa; te same ręce porywały i pieściły gorące ciało umiłowanej dziewczyny — lub wbijały nóż w pierś szczęśliwego rywala. I znowu milkły nieoczekiwanie namiętne gitary i zdyszane bałałajki, urywały się na półsłowie pełne słodkiej niemocy, lub płomiennej mściwości głosy śpiewaków i, jakgdyby budzący trwogę krzyk, rzucony w mrok jesiennej, głuchej nocy, szalał wściekły, zawrotny, nieokiełznany taniec...
— Aj, aj, żgi, żgi, gowori![1]
Przed szeregiem śpiewaczek stanęła teraz inna cyganka, mała o bujnych kształtach i długim, czarnym warkoczu, przewiązanym żółtą kokardą. Porwał ją taneczny wir, coraz bardziej obłędne okrzyki, szalony rytm gitar, który tancerka podchwytywała głuchem warczeniem i brzękiem tamburyua.
Nagle przerwała taniec i stanęła, chrapliwie oddychając i patrząc przerażonemi oczami na drzwi. Podniosła ręce do twarzy i krzyknęła przeciągle, żałośnie:
— Ach... ratujcie!... nie dajcie!...
We drzwiach, jakgdyby z pod ziemi, wyrosła wysoka, pochylona naprzód, wychudła, niby zstępująca z obrazu bizantyńskiego, dziwna, groźna, niemal złowieszcza postać. Barczysty, muskularny, chudy człowiek, o czarnych, mocno wytłuszczonych, oblepiających głowę i spadających na czoło i szyję włosach, o wąskiej, ostrej twarzy, okolonej długą, kruczą brodą i wąsami, o wargach cienkich, namiętnie drgających i wykrzywionych uśmiechem szyderczym, odrazu z niepojętą siłą przykuł do siebie uwagę Nessera. Kores-
- ↑ Aj, pal! pal! mów!