Nesser siedział w saloniku państwa Briard. Opowiadał z przejęciem o zajściu w „Willa Rodé“. Obie panie oraz znajdujący się w pokoju gość, młody, elegancki rotmistrz, słuchali z zaciekawieniem. Przyzwyczajony do badania otoczenia, spostrzegawczy reporter przyłapał zachwycone spojrzenia oficera, skierowane na Iwonę; wspaniały bukiet czerwonych róż leżał na stole; nie zdążono go, widać, wstawić do wazonu; obok stało duże pudło cukrów, owinięte w cienką bibułkę i związane szeroką, liljową wstążką. Nesser z przykrością uświadomił sobie, że te spostrzeżenia wywołały w nim pewne rozdrażnienie, a nawet gorycz. Walcząc z nieoczekiwanemi odruchami, opowiadał o cyganach, Rasputinie i bójce w restauracji, opowiadał barwnie, zapalając się coraz bardziej.
Wszyscy słuchali go z zapartym oddechem. Reporter z wielką umiejętnością nakreślił zupełnie wiernie i szczegółowo dekoracje, naszkicował przesuwające się na ich tle sylwetki eleganckich ludzi, a w końcu wyrzeźbił śmiałem cięciem ciemne postacie cyganów, zniewalających kulturalnych oficerów do westchnień i marzycielstwa, wykuł, niby w twardej skale, ponurego, zagadkowego mnicha i pod nogi rzucił walczącą z jego pajęczym, niepojętym wzrokiem przerażoną tancerkę, Wierę, wreszcie —