Strona:F. Antoni Ossendowski - Ogień wykrzesany.djvu/61

Ta strona została przepisana.

jak w Prusach Wschodnich i w Karpatach, możliwą była wspaniała uczta wczorajsza, cyganie, Rasputin?... Zresztą, słyszeliśmy razem z panną Briard żołnierzy waszych, pytających o powody wojny i nie odróżniających Francuzów od Niemców, bo i ci i tamci nie są, podług ich przekonania, chrześcijanami.
Rotmistrz zmarszczył brwi i mruknął:
— Nasz naród pozostaje jeszcze w ciemności niewiedzy...
— Ale on wyłonił z tej ciemności Rasputina, a ten rządzi wami! — odparował Nesser.
— Zbyt silnie powiedziane... — żachnął się oficer.
— Niech pan wyrazi to słabiej!
Do rozmowy wmieszała się pani Briard i pojednawczym tonem rzekła:
— Pan, panie Nesser, stanowczo zbyt surowo sądzi Rosjan! Baron Tyzenhauzen z trudem może bronić swojej ojczyzny w tak pobieżnej rozmowie!
— Baron Tyzenhauzen? — zapytał Nesser. — Pan rotmistrz ma w swoich żyłach niemiecką krew? O, w takim razie wcale nie powinien pan bronić Rosji! Dla niemieckiego umysłu ten kraj nie nadaje się do krzewienia cywilizacji, lecz wyłącznie dla podboju lub też dla pracy... pracy w rodzaju misjonarskiej... Najpierw — armaty, następnie — handel, a dopiero z czasem, kiedyś — cywilizacja!
Rozmowa się urwała, bo Nesser spostrzegł, że gość pochmurniał, a panie były zakłopotane. Jednak baron nie dawał za wygraną.
— Francja posiada swego d-ra Papusa, a nikt z nas misjonarstwa nad Sekwaną nie zaleca? — zauważał.