Strona:F. Antoni Ossendowski - Ogień wykrzesany.djvu/62

Ta strona została przepisana.

— Tak! — natychmiast odpowiedział reporter. — Nikt! A to dlatego, że kto lubuje się w tajemniczych praktykach okultyzmu, ten idzie sobie do Papusa. Ale Papus nie udaje mnicha, nie frymarczy imieniem Bożem, nie ośmiela się rządzić myślami Poincaré’go, Clemenceau’a, Briand’a, Joffre’a; słowem — ze swego podwórka, gdzie mu jest dobrze, nie wychodzi. To rosyjscy okultyści i nie-okultyści wezwali go do Piotrogrodu i polecili oddziaływać na cara i jego najbliższe otoczenie. Gdyby wasz Rasputin czynił cuda, siedząc w swoich borach syberyjskich, byłaby to zabawna i nader sensacyjna historja; nad Newą zakrawa ona na mroczną tragedję o zbliżającym się epilogu — niezawodnie jeszcze bardziej ponurym!... Doznałem tego wrażenia wczoraj i, obawiam się, że moje przewidywania nie są bezpodstawne.
— Co ma pan na myśli? — spytała Iwona.
— Wolałbym o temnie mówić! — rzekł Nesser.
Baron Tyzenhauzen podszedł do pani domu.
— Więc wieczorem spotkamy się z paniami w operze? — nienaturalnie wesołym głosem rzekł. — Grają dziś „Życie za cara“. Obsada pierwszorzędna, bo i Szaljapin śpiewa!
Pożegnał całe towarzystwo i wyszedł.
Nesser oznajmił ze śmiechem:
— Nie będę pań zatrzymywał! Zmykam! Poczekam chwilkę, aby baron zeszedł ze schodów, bo nie wiedzielibyśmy, o czem możemy dalej rozmawiać! Nie mam szczęścia do tytułowanych Rosjan! Z hrabią Palenem rozstaliśmy się też w nader kłopotliwem milczeniu. Cha! cha!
— Niech pan posiedzi jeszcze! — poprosiła Iwona.