Strona:F. Antoni Ossendowski - Ogień wykrzesany.djvu/70

Ta strona została przepisana.

tyjne i siadali na drewnianych stołkach, krzesłach i ławach, lub ustawiali się pod ścianami. Nesser rozglądał się po sali. Na brudnych, zakopconych murach wisiało kilka map, jakieś wykresy statystyczne, a nawprost wejścia — oleodruki cara i carycy w popękanych złoconych ramach, pod niemi — dwie duże, wycięte z jakiegoś albumu ilustracje, przedstawiające letni i zimowy krajobraz.
Chudy robotnik włożył okulary i zadzwonił.
— Otwieram posiedzenie zjednoczonych komunistów partyjnych! — ogłosił.
Jeden po drugim występowali mówcy, których słowa tłumaczył Nesserowi dobrze obeznany z partją i jej programem Fougères. Reporter, przypominając sobie szczegóły wizyty u Iwony, długo nie mógł należycie skupić uwagi. W świetle dużej lampy naftowej, w lekkiej mgle coraz bardziej przysłaniającej cały lokal, nad stołem zjawiały się wymęczone twarze, ponure nienawidzące oczy i chude, nerwowe ręce o kurczących się, jak szpony, palcach. Brodate, zniszczone oblicza, młode twarze robotników i studentów o zaciśniętych, jak u starców, ustach, gładko uczesane głowy kobiet, — wszystko, narazie odróżniane zosobna, stłoczyło się wkońcu w nieprzerwany korowód widm złych, mściwych, nieprzejednanych. Ze wszystkich kątów półciemnej sali biegły syczące słowa nieznanej, namiętnej żądzy i zemsty, szkliły się nienawiścią nieruchome źrenice, ciągnęły się ręce ruchem rozpaczy i groźby. Padały ciężkie, jak kamienie słowa:
— Ucisk... Tyrani... Więzienie... Sybir... biały terror... rewolucja... wybuch zemsty ludu... czerwony terror!