Dziennikarze opuścili czytelnię, z trudem przecisnąwszy się przez szeregi policji i tłum gapiów. Szli w milczeniu. Skrzypiał śnieg pod nogami. Wiatr siekł mroźnym powiewem. Ledwie się znaczyły w mętach zadymki i zgiełkliwej nocy żółte, niepewne plamy latarni. Gdzieś woddali bojaźliwie poszczekiwał pies. Z czeluści bocznego zaułka wytoczyła się ogromna postać w kożuchu. Jakiś człowiek potykał się na wybojach jezdni i mruczał:
— Psie syny!... Buntują lud... Obiecują rajskie życie... A za te obietnice — wyganiają z fabryki... pędzą na Sybir... a Semenowa to i powiesili!... Za nic powiesili... za głupie słuchanie tych podżegaczy — Gadają i gadają!... Wraże dusze! Kiedy mnie zbraknie, kto nakarmi moją babę i dzieci? Na śmierć nas posyłają... Niczem car! Ha! Niema tego, żeby to odrazu zmienić wszystko, ulżyć biednym ludziom! Nikt nie da na wódkę, bez której roboczemu człowiekowi życie wlecze się, niby noc czarna!
Spostrzegł idących, zatrzymał się i pogroził pięścią.
— Buntownik!! Łgarze! — mruczał. — Nas na stryczek posyłacie, do więzienia, do katorgi... Przeciw bogaczom i carom podjudzacie, a sami po kątach siedzicie, bezpiecznie, w sytości... Łotry, krzykacze! Uch! Ubiję, psie syny!
Długo jeszcze klął, stojąc i patrząc za znikającymi na załamaniu ulicy dziennikarzami.
Fougères mówił coś do Nessera, objaśniał szczegóły zajścia w czytelni, opowiadał o istniejących w Rosji prądach rewolucyjnych, o Leninie, uważanym za najbardziej wpływowego wodza mas robotniczych; tłumaczył wreszcie słowa pijanego wyrobnika, po-
Strona:F. Antoni Ossendowski - Ogień wykrzesany.djvu/78
Ta strona została przepisana.