wątpiewającego o zbawienności przewrotu. Nesser nie słyszał prawie słów towarzysza. Zapomniał niemal o tem, co zaszło w saloniku panny Briard. Wydawało mu się, że się to stało kiedyś bardzo dawno, przebrzmiało już i zatonęło w przeszłości bezpowrotnej. Myślał nad tem, że życie ludzkości nabrzmiało sprzecznościami i gotowe jest pęknąć, jak dojrzały owoc. Widział już ten owoc, — ogromny, niby krwią nalany, drgający od wewnętrznych sił, rozsadzających naprężoną, rozdętą powłokę. Słyszał, jak rozrywają ją z hukiem, silniejszym od wszystkich burz świata, wezbrane potęgi wrogie, jak wylewa się i strugami krwawemi wycieka jadowity sok, jak wysypują się ziarna, pękające, ni to mocarne pociski. Wstrząsane wybuchami w gruzy się rozsypują niewidziane nigdy, olbrzymie gmachy o wieżach, kryjących się w chmurach; powódź krwi szaleje po ziemi całej, a nad szkarłatnemi, leniwemi falami miotają się rozwścieczone żagwie pożarów bez łun, bo i niebo całe płonie, słupami ognistemi złączone z płomieniami, pożerającemi domy, świątynie, lasy, łany, nawet zaspy śnieżne, topniejące i rozpływające się w nowe potoki krwi. Cały świat tonie w czerwonej powodzi, cały świat ginie w wirach i miotających się płachtach płomieni rozszalałych.
— Cóż znaczą, wobec nadążającej klęski moje drobne przeżycia niedostrzegalnego owada? Jaką wartość mają moje spóźnione wyznania i gorycz skruchy? — pytał siebie Nesser, ściskając zęby. — Czyż nie są śmieszne, nikomu niepotrzebne moje uczucia niejasne, marzenia znikome w nieuchwytnie krótkiej chwili, jak brzęk skrzydeł wpadającego w ogień nikłego motyla?
Strona:F. Antoni Ossendowski - Ogień wykrzesany.djvu/79
Ta strona została przepisana.