Strona:F. Antoni Ossendowski - Ogień wykrzesany.djvu/81

Ta strona została przepisana.

Znowu poznał głos Rosji. Zbłąkana, tonąca w hezdennem topielisku, wyciągała ręce ku postaciom, stojącym na brzegu otchłani, ukrytej w mroku i w smugach śnieżycy. Nesser przyjrzał się uważnie. Niby dziwaczny, upiorny odłam skały, majaczył przed nim posąg Aleksandra III-go. Dokoła granitowego cokołu w szalonych zakrętach pędził korowód mglistych zjaw: oficerowie, żołnierze, Żydzi, kozacy o skośnych oczach i nahajach w ręku; portrety cara i carycy w złoconych ramach; żandarmski pułkownik, nauczycielka w okularach i młody robotnik z zaciśniętemi pięściami. Na czele mknęła czarna sylwetka Rasputina, który, przyciskając się lubieżnie do cyganki, wył: „W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego!“... Obok niego „towarzysz Strzała“ zgrzytającym głosem ciskał w otchłań nocy:
— Wszystko zburzymy, kamienia na kamieniu nie pozostawimy!...
Po chwili zjawy prysnęły, wsiąkły w smagające bicze zamieci.
Nesser drgnął, bo tuż za nim rozległ się groźny okrzyk:
— Uch! Ubiję...
Powrócił do domu zgnębiony. Na biurku leżał list od Iwony. Kilka słów zaledwie skreślonych w pośpiechu. Pisała, że jest szczęśliwa i czuje nieprzepartą potrzebę powiedzenia mu o tem natychmiast, dziś jeszcze. Jutro — bowiem — będzie już innym dniem, a dziś, jeszcze nie przeżyte, nie mające przeszłości, dziś — dzień szczęścia! Nesser raz jeszcze odczytał list i powolnym ruchem odłożył go nabok. Jakieś niby dalekie echa radości zadrgały mu w sercu na chwilę, lecz natychmiast umilkły. Wzru-