Strona:F. Antoni Ossendowski - Ogień wykrzesany.djvu/82

Ta strona została skorygowana.

szyła go świadomość, że zdolnym jest stać się źródłem szczęścia dla innej istoty. Szczęścia? Podniósł brwi i wzdrygnął się zlekka. Co to? Czyż ta piękna, zmysłowa panna tak mało żąda od szczęścia? Takie same wrażenia mógłby jej dać pierwszy lepszy oficer ze szpitala. A może ona tę nieoczekiwaną przygodę w saloniku, to, co dla Nessera było tylko żywiołowem, zwykłem „krótkiem spięciem“ obustronnego popędu, uważa za prolog do długiej tragikomedji miłosnej z niezawodnym „happy end“?... Byłoby to niedorzeczne i wstrętne niemal! Połączyli się nagle bez jednego słowa, bo tego żądała ich natura. Rozstali się prawie w milczeniu. To znaczy, że serce i rozsądek nie grały w tem żadnej roli. Było to niemal piękne, jako przejaw żywiołu. I nagle — nędzne słowa o szczęściu?
Starał się zapomnieć o całej przygodzie. Natychmiast stłoczyły się dokoła niego widziane w czytelni postacie, donosił się szept przejmujący:
— Pokój — chatom! Wojna — pałacom!
Czuł, że inna radość, nie związana wspomnieniem o Iwonie, powinna go porwać, bo oto usłyszał dalekie odgłosy kroków dążącej wielkiej sprawiedliwości, że stał nad nowym Jordanem, gdzie nieznany Chrzciciel głosił przybycie Mesjasza — Zbawiciela. Tymczasem coś zdławiło mu gardło, kamieniem spadło na ciężko podnoszącą się pierś. Jakieś objawienie złe, straszliwe, jak koszmar nocny, szarpało i mroziło mu duszę. Poczuł się znów drobnym owadem na rozstajnych drogach świata, zbłąkanym ptakiem przelotnym, porwanym przez wicher, miotającym się bezradnie w mroku nieprzeniknionym.