był z Marją Louge i Julją Martin. W pewnych chwilach szukał objaśnienia dla swego niezwykłego ustosunkowania się do nowych znajomych. Wkrótce zrozumiał, że było to rosnące do nich zaufanie. Czuł, że ani panna Briard, ani jej matka nie miały nic do ukrywania. Pędziły życie, zgodne z zasadami własnej moralności. Nie była ona ani konwencjonalna, ani też narzucona z zewnątrz. Postępowały tak, jak chciały; chciały tak, jak podpowiadały im nakazy serca i umysłu. Nesser był przekonany, że na każde jego pytanie obydwie kobiety mogłyby mu dać natychmiast wyraźną i stanowczą odpowiedź lub nie dać jej wcale. Nie uciekałyby się jednak do politykowania i podstępnych wykrętów. Pewnego razu zrobił próbę. Pozostawszy sam na sam z panią Briard, zapytał:
— Czy pani nie uważa, że ja postępuję niewłaściwie i dwuznacznie? Przychodzę do panny Iwony do szpitala; widują nas wszędzie razem; przesiaduję tu u pań codziennie. Co ludzie mogą pomyśleć? Odrazu, prawdopodobnie, skojarzą nas w swej wyobraźni jako przyszłe małżeństwo?...
Pani Briard spojrzała na niego spokojnie i odparła:
— Niezawodnie, że już tak myślą. Napomykano mi nawet o tem.
— Cóż pani na to odpowiedziała? — spytał Nesser.
— Powiedziałam, że domysły te nie mają tymczasem podstaw.
— Tymczasem?
— Nie będzie pan chyba zaprzeczał, że... interesuje pana Iwona, a ja znowu wiem, że imponuje pan mojej córce, — powiedziała tak spokojnym tonem, że Nesser aż się zdumiał.
Strona:F. Antoni Ossendowski - Ogień wykrzesany.djvu/85
Ta strona została przepisana.