Hans nie mógł powstrzymać okrzyku zdumienia. Ujrzał bowiem w oczach jeńców Rewolucji ten sam wyraz rezygnacji, przyczajonej obawy i ostrego prawie, ciekawego oczekiwania wypadków, mających zdecydować o życiu lub haniebnym zgonie na szafocie pod trójkątnym nożem Czerwonej Wdowy, jak przezwali sankiuloci i pijana tłuszcza uliczna gilotynę.
Spojrzał na siedzącą obok niego sanitarjuszkę, rozmawiającą ze Sturmem.
Była to mała, smagła dziewczyna o piwnych oczach, przysłoniętych, jak mgłą, długiemi rzęsami.
— Przepraszam panią — szepnął, gdy podniosła na niego zdziwione oczy, i wskazał jej oglądaną rycinę.
— Znam ten obraz w oryginale! — rzekła, nie rozumiejąc, o co mu chodzi.
— Chcę zwrócić uwagę pani na jedną dziwną okoliczność, — mówił szeptem. — Czy nie spostrzega pani w oczach i obliczach ofiar Rewolucji tego samego wyrazu, jaki obserwuję tu wśród pań, tak nieoczekiwanie biorących udział w tem... zebraniu?
Pochyliła się nad obrazem i długo nic nie odpowiadała. Hans rozumiał, że myślała nad odpowiedzią, a jeszcze bardziej nad celem jego zapytania.
Nareszcie spojrzała na lejtenanta smutnym wzrokiem i powiedziała cicho:
— Myślę, że niepewność zawsze nadaje ludziom ten sam wygląd, niezależnie od okoliczności...
Hans nic nie odpowiedział. Myślał teraz o tem, że piwne oczy jego sąsiadki przypominały mu Manon.
— Nie zna pani czasem Manon de Chevalier, studentki medycyny z Paryża? — zapytał nagle.
— Chevalier? Nie znam. Jestem też medyczką, lecz z Nancy — odparła. — Pan bywał w Paryżu?
— Pannę Chevalier znam od dzieciństwa z pobytu w Szwajcarji — rzekł z westchnieniem. — Pierwsza wojna niemiecko-francusko-angielska wybuchnęła na brzegach Lemańskiego jeziora w „Zatoce Przyjaźni“. Stanęło mi to w pamięci, gdyż oczy pani przypominają mi Manon de Chevalier.
— O! — odparła. — Posiadam takie pospolite francuskie oczy.
Strona:F. Antoni Ossendowski - Pięć minut do północy.djvu/108
Ta strona została przepisana.