Strona:F. Antoni Ossendowski - Pięć minut do północy.djvu/114

Ta strona została przepisana.

w pewnej sekretnej a doniosłej sprawie. Niemiecki sztab posiada wszędzie swoich agentów-wywiadowców. Mamy więc ich w Holandji i Danji. Teraz, gdy rozpoczynamy operacje na morzu, musimy dać im nowe instrukcje i szyfry, aby jak najenergiczniej pracowali. Zamierzam posłać pana do Holandji dla porozumienia się z naszymi agentami i doręczenia im tajnego szyfru.
— Rozkaz, ekscelencjo! — rzekł Hans.
— Proszę sobie uprzytomnić, że jest to misja nader poważna i odpowiedzialna! — dodał admirał.
— Rozumiem, ekscelencjo! — odparł oficer służbowo.
Holtzendorff zamyślił się, patrząc na stojącego przed nim, wyprostowanego oficera.
— Czy pan nie ma zagranicą, w krajach wrogich, kobiety, którąby pan kochał, lub chociażby jej pożądał? — zapytał ściszonym głosem Holtzendorff.
— Nie, ekscelencjo! — odpowiedział bez wahania von Essen.
— Doskonale! — zawołał admirał. — Jutro o dziewiątej rano będzie pan w sztabie admiralicji i zamelduje się u szefa wydziału agentury zagranicznej. Dam mu potrzebne instrukcje. Żegnam!
Hans opuścił gabinet admiralski i pojechał do domu rodziców.
Nazajutrz młody oficer dążył już na zachód.
Szyfr miał zapisany niewidzialnym płynem na sztywnym gorsie koszuli i na mankietach. Tamże były umieszczone nazwiska i adresy agentów holenderskich.
W eleganckim młodzieńcu, roześmianym i trochę naiwnym, nikt nie mógłby poznać wybitnego oficera, jakim był Hans von Essen. Udawał inżyniera niemieckiej fabryki chemicznej, jadącego dla podtrzymania dobrych stosunków handlowych z holenderskimi odbiorcami.
— Czeka mnie ciężka praca! — mówił głośno z udaną wesołością do przygodnych towarzyszy podróży. — Nic nie możemy teraz sprzedawać Holendrom, więc nasze stosunki ograniczają się do tego, że co dwa miesiące odwiedzam naszych klientów, wypijam z nimi niezliczoną moc szampana i likierów, poczem wracam do Berlina, aby przyglądać się, jak w naszej zarekwiro-