Strona:F. Antoni Ossendowski - Pięć minut do północy.djvu/115

Ta strona została przepisana.

wanej przez rząd fabryce zamiast perfum, myła, pasty do zębów i różnych kosmetyków robią mieszaniny wybuchowe!
Pokazywał przytem albumy fabryki, cenniki i próbki wyrobów.
Na granicznej stacji młody oficer przedstawił urzędnikom holenderskim, strzegącym neutralności kraju, swój paszport handlowy i inne dokumenty, wydane na imię inżyniera-chemika Wolfganga Kurziusa. Gdy urzędnicy przeglądali papiery i walizki pasażera, do Hansa podszedł nagle wysoki człowiek o rudawych włosach i, wciskając monokl w oko, zawołał radośnie:
— Hallo, Hansie! Cieszę się, że ciebie widzę, stary przyjacielu!
Von Essen znieruchomiał. Poznanie go na granicy i wykrycie prawdziwego nazwiska groziło przykremi konsekwencjami i niepowodzeniem jego misji od pierwszego kroku.
Już zrobił obojętną minę, chcąc udać, że nie rozumie, o kogo idzie, lecz, przyjrzawszy się bacznie człowiekowi w monoklu, poznał Joego Loystona.
— Djabli nadali tę angielską kukłę — pomyślał.
Musiał jednak ratować sytuację, więc najspokojniej w świecie poszedł na spotkanie z wyciągniętą dłonią, mówiąc:
— Bardzo się cieszę, Joe, że cię spotykam tutaj! Nie będzie nam się czas dłużył, bo przyjechałem spędzić w Holandji parę tygodni, aby uspokoić nadszarpnięte nerwy.
— Zupełnie jak ja! — odpowiedział z całą swobodą Joe, — jestem tu już od dwuch tygodni, wypoczywam, nic nie robię i o niczem nie myślę.
— Co ciebie zaniosło aż tu nad granicę, na taką zaprzepaszczoną stację? — śmiejąc się, zapytał Hans.
— Tajemnica polityczna! — wybuchając głośnym śmiechem, odpowiedział Anglik. — W Amsterdamie dowiedziałem się, że w Lipsku wydano wszystkie dzieła i artykuły mego ziomka, a waszego najświetniejszego piewcy — Houstona Stewarta Chamberlaina. Znajomy hodowca tulipanów miał dziś dostarczyć mi książki,