i wpadały do wody, porywając zdobycz. Płynęło stadko czarnych, ostrożnych nurków, co chwila znikających pod powierzchnią jeziora.
Ścieżką, biegnącą wzdłuż brzegu Lemanu, wesoło rozmawiając, szła mała grupka dzieci.
Wiotka, pełna wdzięku dziewczynka, lat jedenastu lub dwunastu, o spadających na białą sukienkę kruczych warkoczach, związanych dużą żółtą kokardą, śmiała się wesoło. Ożywiona twarzyczka o świeżych, gorących ustach i piwnych oczach, w których zapalały się złote iskierki, była rozbawiona.
— Hans to zawsze wszystko na serjo bierze! — zawołała przekornie.
— Mój ojciec mówi, że Niemcy każde słowo poddają rozwadze i nieprędko mogą zrozumieć, co jest poważne, a co żart! — wtórował jej ze śmiechem wysoki, barczysty wyrostek, o kasztanowatej czuprynie i niebieskich zawadjackich oczach.
— A ty, Borysie, zawsze musisz podkreślić, że jestem Niemcem! — odezwał się Hans, podnosząc na mówiącego okrągłe, niebieskie oczy i ręką zgarniając w tył zwichrzone złociste włosy. — Tak! Jestem Niemcem, a ty, jako Rosjanin, musisz imię to z szacunkiem wymawiać, gdyż uczono nas, że tylko my przynieśliśmy wam kulturę...
— O! — zawołał trzeci towarzysz i nagle urwał.
Wszyscy spojrzeli na niego. Był to wysoki, chudy chłopak lat czternastu, o nieruchomem spojrzeniu zimnych, bezbarwnych oczu, zlewających się z bladą cerą i cienkiemi, pozbawionemi określonego koloru włosami, spadającemi na czoło.
— Cóż oznacza owe „o“? — spytała dziewczynka.
Chłopak nic nie odpowiedział, pogardliwie wzruszając ramionami.
— Mów, Joe, Manon ciebie pyta! — trącając go pięścią w bok, krzyknął Borys.
— Powiedziałem: „o!“ To już wszystko, miss! — burknął chłopak.
— Piękna, iście angielska odpowiedź! — zaśmiał się Borys. — Oj ty — lordzie! Nie lubisz tracić słów. Myślisz, pewno, że jest to droga rzecz?
Strona:F. Antoni Ossendowski - Pięć minut do północy.djvu/12
Ta strona została przepisana.