Strona:F. Antoni Ossendowski - Pięć minut do północy.djvu/121

Ta strona została przepisana.

— Pańskie słowo honoru brzmi dość zabawnie po tem, co pan uczynił ze mną, — rzekł Hans.
O! — pogardliwie krzywiąc usta, mruknął Anglik. — Wygłasza pan banalne sentencje. Powtarzam więc, że w całym domu oprócz nas nikogo niema. Naturalnie, będę się bronił.
Powiedział Joe to wszystko cichym, prawie przyjaznym głosem i niby w salonie zasiadł spokojnie w fotelu.
Well, pozwoli pan, że zapalę fajkę? — rzekł, podnosząc na Hansa blade oczy. — Chciał pan wiedzieć moje zdanie o odpowiedzialności za wojnę i o polityce walki. Możemy porozmawiać?...
Hans wzruszył ramionami i nagle wybuchnął śmiechem, — mówiąc:
— Po takiej podłości, jakiej pan dopuścił się względem mnie, musiałbym spoliczkować pana, a tymczasem nie mogę tego uczynić. Dobrze! Porozmawiajmy!
Joe długo nic nie mówił, bo cały zagłębił się w nabijaniu i zapalaniu fajki. Skończywszy, wyciągnął do Hansa duży gumowy worek z tytoniem.
— Ma pan swoją fajkę? Bardzo polecam tytoń, bo jest bez zarzutu.
Oficer, wciąż się śmiejąc, zaczął przyrządzać dla siebie fajkę.
— Nim przystąpię do zasadniczej rozmowy, podzielę się z panem memi spostrzeżeniami — cichym głosem zaczął Joe, wypuszczając kłęby aromatycznego dymu. — Trzy nieuzasadnione, lekkomyślne słowa, które, z powodu braku logiki, nie były nawet obrażające...
— Aha! — uśmiechnął się Hans.
Well! Pan je sobie przypomina? Zdrajca, tchórz, podłość... Prawda? — wyliczył Anglik.
— Powiedziałem! — zgodził się oficer.
Yes! — syknął Joe Leyston. — Zdradzać, dając fałszywe o sobie wiadomości, zaczął pan, nie ja. Pan wiedział, że jestem Joe lord Leyston, dyplomata, Anglik, więc mógł mi pan ufać lub nie ufać. Zdradził pan swoją ojczyznę, stawiając na kartę powodzenie swej misji dla kobiety. Być może, przybył pan tu w jedynym celu zabicia mnie — kierownika wywiadu angielskiego.