Nic już więcej nie mówili do siebie.
— Czas na mnie! — rzekł, podnosząc się, Hans von Essen.
— I na mnie! — odparł Anglik. — Good bye! Chciałbym się spotkać z panem w lepszych, spokojniejszych czasach!
— Kto wie, może spotkamy się prędzej, niż się spodziewamy — zauważył Hans. — Więc dowidzenia, panie Joe Leyston!
— Good bye, mister Essen! — odpowiedział Joe i wstał.
Hans ukłonił się i, nie podając ręki, wyszedł.
Skierował się do miasta i, spotkawszy wolną taksówkę, wskazał szoferowi adres poselstwa niemieckiego.
Opowiedział posłowi o wypadku porwania go i zabrania szyfrów, a w godzinę później jechał już ku granicy.
Wojna szalała na całym świecie niemal.
Huk dział wstrząsał powietrze zaczajonej w zagadkowem milczeniu Azji — od morza Marmara do prastarej Mezopotamji i omdlałej w powodzi gorącego słońca Persji.
Wybuchały miny i torpedy koło brzegów Ameryki.
Szrapnele i granaty rozłupywały i ścinały wierzchołki olbrzymów dżungli afrykańskiej.
Krwawe widmo wojny biegło poprzez całą Europę, rzucając siew rozpaczy i zagłady.
Tylko w jednym kraju witano straszliwą zjawę z radością i nadzieją.
Krajem tym była Polska.
Przeżywała ona chwilę sprawiedliwej kary dla tych, którzy podstępem i gwałtem niegdyś rzucili ją na dno nędzy i byli teraz zmuszeni przyznać się do swojej zbrodni, proklamując pod naciskiem polskich bagnetów wskrzeszenie państwa polskiego.
Polacy widzieli zmaganie się zaborców i zrywali się do czynu.