Strona:F. Antoni Ossendowski - Pięć minut do północy.djvu/136

Ta strona została przepisana.

Po wyjściu ze szpitala, Małachowski dostał szarżę podporucznika i bił się dalej, przechodząc różne koleje wojny.
Zwycięstwo lub honorowy odwrót zawsze towarzyszyły legjonom, lecz mimo to radości nie było w sercach odważnej młodzieży.
Nie było jej też i w sercu Alfreda.
Od matki mieszkającej w Krakowie i mającej rozlegle stosunki, wiedział o przeciwnościach, piętrzących się na drodze tworzenia wojska polskiego i osiągnięcia przyświecającego mu celu — niepodległości Polski.
Pani Małachowska donosiła o dwucn kuzynach Alfreda, którzy wstąpili do oddziałów Bajończyków i wałczyli po stronie Francuzów.
W legjonach, jak i w całej Polsce, wszyscy życzyli Francji zwycięstwa nad Niemcami, ciesząc się, że młodzież polska sławą się okryła na polu bitwy, walcząc pod sztandarami francuskiemi.
Legjoniści wierzyli, że Francuzi zrozumieją najbliższy cel Polski — obalenie Rosji i wiedzieli, że naczelna komenda nie zgodzi się na wysłanie legjonow na front zachodni.
Ciężkie wrażenie wywarła na nim wiadomość, że bardzo bliski mu brat cioteczny, Wacław Górski, poszedł na ochotnika do wojska rosyjskiego, uwierzywszy w odezwę wielkiego księcia Mikołaja, przeciwko któremu zaciętą i skuteczną walkę prowadziła carowa Aleksandra, wspomagana przez ministra Borysa Stuermera i awanturniczego, ciemnego popa Rasputina.
Z listu matki dowiedział się młody oficer o tem, że jadowity wpływ odezwy wielkiego księcia sparaliżował wszystkie zabiegi około powstania ludności polskiej w zaborze rosyjskim.
Wieści te gasiły radość w sercu Alfreda Małachowskiego, chociaż młody był, a wojna sławą okrywała nowe sztandary polskie i walczących pod niemi żołnierzy.
Ciężki cios spotkał go w bitwie nad Koprzywianką, gdzie nawet arcyksiążę Piotr-Ferdynand w rozkazie swoim z zachwytem i uznaniem wspominał „wielki rozmach wybitnego komendanta, walecznych oficerów