Strona:F. Antoni Ossendowski - Pięć minut do północy.djvu/139

Ta strona została przepisana.

W tydzień później rotmistrz otrzymał jakiś rozkaz od dowódcy odcinka pułkownika Küttnera. Przeczytał go dwa razy i oczy odważnego oficera błysnęły ogniem niezwykłym.
Zrozumiał bowiem całą doniosłość i bohaterstwo nowego trudu żołnierskiego.
Od 9-go czerwca na całym froncie pomiędzy Witchówką, Zadąbrówką i Ryngaczem, a także wzdłuż drogi do Kocmania druga brygada legjonów prowadziła walkę ofenzywną. Wśród huraganowego ognia artylerji i piechoty polskie oddziały, wykazując wielką wytrzymałość, posuwały się naprzód, brały jeńców i zdobywały kulomioty.
Dowództwo naczelne postanowiło dla przyśpieszenia rozstrzygającej chwili na froncie rzucić kawalerję na okopy rosyjskie.
Austrjacki sztab wysłał rozkaz do komendy legjonów, aby przystąpiono niezwłocznie do rozwiązania tego, zdawało się, niewykonalnego zadania.
Rozkaz przesłano rotmistrzowi Wąsowiczowi.
W kilka minut później 60 jeźdźców, stanowiących drugi szwadron ułanów, bez wahania rzuciło się na pewną śmierć i, jak huragan, wśród morderczego ognia rosyjskiej piechoty i karabinów maszynowych przemknęło wzdłuż poczwórnych okopów nieprzyjacielskich.
W sąsiednich transzach chwilami milknął ogień Moskali, zdumionych i przerażonych odwagą i niebywałym w dziejach wojny porywem.
Alfred Małachowski, rozpuściwszy konia, pędził obok wachmistrza Nowakowskiego. Czuł, jak żądza bohaterstwa wzbiera mu w piersi. Ta garstka młodzieży polskiej stała się ogromnym pociskiem, pchniętym potężną siłą woli niezłomnej.
Jeden po drugim padali ułani.
Stoczył się z siodła rotmistrz Dunin-Wąsowicz; wraz z końmi padli porucznicy Topór i Włodek. Krzyknąwszy, pochylił się ku grzywie konia ugodzony w głowę wachmistrz Nowakowski.
W pierwszym szeregu, gdy ułani już docierali do czwartego szeregu okopów, pędził drugi wachmistrz Adamski, lecz zachwiał się i spadł z siodła.