Strona:F. Antoni Ossendowski - Pięć minut do północy.djvu/141

Ta strona została przepisana.

odrazu postarzał i zapadł na zdrowiu. Jednak, ani on, ani pani de Chevalier nie stawiali przeszkód córce.
Manon odjechała i tylko zrzadka wieści o sobie przysyłała z frontu.
Rzucono ją na pozycje pierwszej linji, gdzie personel lekarski nie miał chwili wytchnienia, znajdując się w ogniu bojowym.
Nareszcie w listopadzie 1914 r. Manon ze swoim szpitalem na dłuższy czas zatrzymała się w pobliżu słynnej z krwawych potyczek Chemin des Dames, niedaleko od Craonne.
Odcinek pomiędzy tem miastem, a zburzonym zamkiem St. Erme kilkakrotnie przechodził z rąk do rąk walczących z sobą wojsk.
Zbliżały się święta Bożego Narodzenia i wtedy rozpoczęły się zażarte szturmy niemieckie i prowadzone z porywem kontr-ataki oddziałów francuskich.
Gdy się wojska po potyczkach cofały na dawne pozycje, sanitarjuszki i sanitarjusze pod ogniem kulomiotów zbierali rannych i odwozili do szpitala.
W wigilję świąt po jednej z bitew, gdy Francuzi dotarli do St. Erme i, po całodziennej strzelaninie, musieli odejść, zasypywani ogniem artylerji, Manon de Chevalier otrzymała rozkaz od naczelnego lekarza wyjazdu na czele kilku wozów dla podnoszenia rannych i grzebania poległych.
W godzinę później, mały tabor, złożony z dziesięciu furgonów Czerwonego Krzyża, rozproszył się po polu.
Manon, mając do pomocy okolicznego wieśniaka, siedzącego na koźle, znalazła dwu rannych: oficera ze strzaskaną odłamkami szrapnela szczęką i starego, brodatego żołnierza z przebitym trzema kulami brzuchem.
Zmierzch już zapadał.
Obejrzała się, lecz nie dostrzegła innych furgonów szpitalnych. Widocznie, stały ukryte za niewysokimi pagórkami lub odjechały ku swoim.
Postanowiła raz jeszcze obejść pole, szukając rannych i zabitych.
Znalazła dwu poległych piechurów francuskich, leżących obok siebie.