Wieczorem tego dnia dowodzący generał zażądał stawienia do sztabu odważnej sanitarjuszki.
Przyszła spokojna, milcząca i ponuro patrzyła przed siebie:
— Jak się pani nazywa? — pytał generał.
— Sanitarjuszka 43-go ruchomego szpitala, Manon de Chevalier — odpowiedziała cicho.
— W imieniu Francji dziękuję pani za bohaterską pracę. Zostanie pani przedstawiona do krzyża Legji Honorowej. Wszyscy podziwialiśmy odwagę pani i jej ofiarność! — mówił generał, z szacunkiem i współczuciem patrząc na piękną, zamarłą w bólu twarz młodej kobiety.
Nic nie odrzekła i odeszła, obojętna, ociężała.
Obecny przy rozmowie szef szpitala, objaśnił:
— To panna de Chevalier, studentka medycyny, którą na froncie Chemin des Dames porwali Niemcy i...
— Ta—ak! — zawołał generał. — Czytałem o tym wypadku, tylko nazwiska nie pamiętałem.
— Nazwisko, na prośbę poszkodowanej, nie było podane, — meldował doktór.
— Nieszczęśliwa dziewczyna! — westchnął generał. — Taka piękna i taka odważna! Przecież to, co uczyniła, było prawdziwem bohaterstwem, panowie!
— Patrząc na nią, idącą wśród pocisków i kulomiotowego ognia, czułem, że siwieję... — dodał jakiś sztabowy podpułkownik, wzdrygnąwszy się na to wspomnienie. — Zdawało się, że szukała śmierci...
— To bardzo prawdopodobne — dorzucił adjutant. — Stała, wystawiając się na cel, gdy oglądała teren pomiędzy okopami. Straszne to było!
— Tak! — zauważył generał. — Inna rzecz, gdy pada mężczyzna, lecz nie mogę obojętnie widzieć kobiety podczas bitwy. Jest w tem coś potwornego!...
Był to zaledwie jeden epizod z działalności sanitarjuszki de Chevalier. Wszędzie, bowiem, stawała w najniebezpieczniejszych miejscach, zawsze spokojna i ponura.
Świadomie szukała śmierci, a śmierć omijała ją.
Zrozumiała nareszcie, że los, czy przeznaczenie oszczędzają jej życie.
Strona:F. Antoni Ossendowski - Pięć minut do północy.djvu/154
Ta strona została przepisana.