Strona:F. Antoni Ossendowski - Pięć minut do północy.djvu/156

Ta strona została przepisana.

Wobec takich nastrojów żołnierze i oficerowie spowiadali się i przystępowali do świętej komunji przed małym ołtarzykiem, urządzonym w cementowanej celi zdobytego okopu niemieckiego.
W Wielki Piątek do siedzącego przed ołtarzem księdza podeszła Manon de Chevalier.
Ksiądz spojrzał na nią badawczo. Pracował na froncie od pierwszych dni wielkiego żniwa śmierci, słyszał i widział otchłań ludzkiej nędzy, bólu i tęsknoty bezmiernej, dotknął tajników serc i dusz, więc zrozumiał mękę, nurtującą kobietę o surowej twarzy i ponurych oczach, która zbliżała się do konfesjonału.
— Uklęknij, siostro, i w obliczu utajonego Boga-Człowieka wyznaj swoją troskę i mękę — rzekł do niej ksiądz.
Bezdźwięcznym głosem, patrząc przed siebie nieruchomo, opowiedziała o wszystkiem, co złamało jej życie, o tem, że próżno szuka śmierci i o tem, że stoi na rozdrożu, nie wiedząc, co ma ze sobą czynić.
Gdy skończyła, młody kapłan długo milczał skupiony i przejęty rozpacznem opowiadaniem.
— Co mam robić? — pytała namiętnym szeptem. — Śmierć oszczędza mnie, tymczasem zbliża się dzień, gdy stanę się matką... Czy mam zrodzić to dziecko gwałtu i ohydy, czy pozbyć się go?
Ksiądz milczał długo.
Odjął nareszcie stułę od twarzy i opuścił się na kolana przed ołtarzem. Modlił się żarliwie, aż rumieńce wykwitły na wychudłych policzkach, a w oczach migotały iskry podniecenia.
Szeptał głośno:
— Doradź, Ojcze na wysokościach, abym tej miotającej się duszy radę zbawienną dał! Doradź... doradź, Boże Sprawiedliwy w wyrokach swoich. Boże w mądrości swej niezgłębiony! Błaga Cię o to kapłan Twój, słaby i nieudolny, lecz rękę pomocy wyciągający do tej siostry swojej, która upada w zwątpieniu i rozpaczy!
Długo się modlił młody ksiądz.
Powstał nareszcie i, zakrywszy twarz stuła, szeptać zaczął: