Strona:F. Antoni Ossendowski - Pięć minut do północy.djvu/17

Ta strona została przepisana.

książąt, opisywał polowania, odbywające się w majątku rodziców, chwalił się wpływami ojca — generała żandarmów, walczącego z wrogami ubóstwianego monarchy.
Joe nie chwalił się nigdy, nie zapalał i nie wpadał w marzycielstwo. Mówił tylko o tem, co sam zrobił, czego sam dotknął swemi rękami. O sporcie rozprawiał suchym głosem, niby o nieuniknionym obowiązku, dodając, że powinien stać się rekordsmanem dalekiego biegu, gdyż wszystko po temu robi i tak sobie postanowił.
Obszernie, bardzo ściśle opowiadał o dokonanej z ojcem i bratem podróży po południowej Afryce i Indjach, odsuwając siebie na daleki plan, wiernie malując krajobrazy i charaktery widzianych ludzi. Zmysł dokładnego określenia otoczenia i zrozumienia swego miejsca wśród niego, tak bardzo rozwinięty w Anglikach, dawał się spostrzec odrazu.
Jednocześnie każdy mógł zrozumieć, że ten dorastający dopiero młodzieniec potrafi wolę swoją narzucić i nagiąć do niej każde środowisko.
Nawet w tej małej i niesfornej jeszcze gromadce dzieci Joe umiał wzbudzić, jeżeli nie przyjaźń lub miłość dla siebie, to szacunek i posłuch.
Gdy opowiadano sobie o przeróżnych rzeczach, oczy mówiącego mimowoli biegły ku zimnym źrenicom Joego i pytająco patrzyły na niego. Chłopak wyrokował krótko i dokładnie.
Well! — mówił Joe, gdy zgadzał się z wypowiadanem zdaniem.
No! — przeczył suchym, stanowczym głosem.
O! — mruczał, podnosząc ramiona, gdy myśl wydawała mu się zbyt nikła lub pogardy godna.
Nikt nie protestował przeciwko wyrokom chłopca.
Czasami tylko Hans, nie zrozumiawszy istotnej przyczyny pogardliwego wzruszenia ramion, żądał wyjaśnień.
Na to Joe najczęściej nie odpowiadał, gdy wszystko było jasne, zrzadka objaśniał krótkiem, dokładnie ułożonem zdaniem, a gdy przeciwnik nareszcie zro-