Strona:F. Antoni Ossendowski - Pięć minut do północy.djvu/171

Ta strona została przepisana.

Nie! To nie ma żadnego związku z jego obecnym nastrojem...
Wspomnienia biegły dalej, usłużnie przynosząc coraz nowe obrazy. Odrzucał je wszakże, otwierając oczy, niby dla dania ujścia nagromadzonym odbiciom bezpowrotnie minionych lat.
Pierwszy pobyt w Szwajcarji. Montreux, a później złota i barwna jesień w Genewie. Lazurowy Leman, białe, śnieżne szczyty Alp, ciemne ścieżki parku Mon-Repos, żółte place, wysypane piaskiem, cementowe kwadraty boisk tennisowych, wesołe, zielone trawniki, zbiegające ku brzegowi jeziora.
Krzyki, śmiech, nawoływania rozbawionych dzieci.
— Tak... tak! — szeptał Hans. — Jeszcze trochę!...
Zatoka Przyjaźni... Wysoka, wiotka postać dziewczynki o ciemnych oczach i kapryśnych, świeżych usteczkach. Czarne warkocze, związane dużą żółtą kokardą...
Ciepłe dotknięcie drobnej dłoni i zachwycone wejrzenie piwnych oczu, spoczywających na nim, gdy pierwszy dobiegł do mety przy fontannie, i później, gdy rzucał kamienie, znikające w lazurze powietrza i z głuchym bulgotem wpadające do jeziora.
Wojna z Joem i taka niepotrzebna, zaciętością, gniewem podsycona brutalność przy napadzie na Patrie-en-fleurs, pogardliwe słowa, rzucone bladej z oburzenia Manon de Chevalier...
— Manon... — szepnął. — Manon!
Pamiętał dobrze, jak długo żyła w jego pamięci, jak gryzła go myśl, że rozstali się z sobą zimno i nieufnie. Pragnął w chwili pożegnania zbliżyć się do niej i powiedzieć coś, co rozproszyłoby jej odrazę do niego i poczucie krzywdy. Nie potrafił tego uczynić i — rozstali się na długo.
Nowe spotkanie przed wojną, gdy zwyciężył na regatach i w rzucaniu dyskiem, lecz, widocznie, Manon miała o nim już wyrobione zdanie, bo była bardzo przyjazna, lecz nie więcej niż z innymi dawnymi towarzyszami, może nawet trochę mniej...
W każdym razie zuchwały, pewny siebie Borys odegrał wtedy w jej życiu jakąś rolę... może... mówił