Strona:F. Antoni Ossendowski - Pięć minut do północy.djvu/173

Ta strona została przepisana.

Do zmroku przetrwał tak na swym posterunku, poczem wrócił do hotelu, zmęczony i zrozpaczony.
Nazajutrz odwiedził Małachowskiego, lecz, nie zastawszy go w domu, prosił portjera o oddanie mu biletu wizytowego.
Przez kilka dni przechadzał się kapitan bez żadnego wyniku przed pensjonatem przy ulicy de Candolle. Zakradło się w nim podejrzenie, że Manon musiała się zmienić do niepoznania.
Pewnego dnia, zrozpaczony, postanowił krok ostateczny.
Wszedł do pensjonatu i prosił o oddanie paniom de Chevalier jego biletu, zaznaczając, że będzie oczekiwał na odpowiedź.
Serce mu biło gwałtownie i ręce miał zimne, chociaż dzień był ciepły, słoneczny.
Portjer wrócił zakłopotany i, zwracając bilet Hansa, oznajmił, że panie de Chevalier przed godziną wyszły na miasto.
Kapitan zrozumiał, że nie chciały go przyjąć. Ból ścisnął mu serce. Nie czuł jednak ani obrazy, ani gniewu.
Oprócz krzywdy, zadanej Manon przez jego rodaków, znienawidzone we Francji i Anglji imię straszliwego dowódcy podwodnej łodzi Nr. 30 musiało wpłynąć na decyzję. Rozumiał to.
Powrócił do hotelu, ponury i chory.
W nocy przyszedł atak kaszlu i spowodował krwotok. Zwołani lekarze z powątpiewaniem i niepokojem kiwali głowami.
Hans gorączkował i słabnął coraz bardziej, tracąc chwilami przytomność. Na trzeci dzień choroby, zupełnie bezsilny po drugim krwotoku, podyktował sanitarjuszowi list do Afreda Małachowskiego, prosząc, aby go odwiedził.
Alfred stawił się niezwłocznie.
— Kapitan musi opuścić Genewę, udać się w góry. Ja się tem zajmę natychmiast po rozmowie z lekarzem pana! — rzekł stanowczo.
— Ja z Genewy nie wyjadę! — zaprotestował chory i słabym głosem dorzucił: