mawiali z sobą lekarze... zresztą najlepiej czuję to sam... Mogę więc mówić szczerze, panno Manon, i mieć nadzieję, że pani mi uwierzy. Bo pocóżby jutrzejszy, być może, trup... miał rzucać słowa na wiatr i ubierać je w fałsz?!
Umilkł, chwytając ustami powietrze i opadając na poduszki.
Manon pochyliła się ku niemu, aby lepiej słyszeć, bo ledwie pochwycić mogła jego szept, słaby jak trzepotanie skrzydeł motyla, bijących o szybę okna.
— Nie kłamię! — szeptał dalej. — Dowiedziawszy się o przejściach pani, odczułem mękę i wstyd gryzący, a tak potężny, jak gdyby dusza całego narodu cierpiała we mnie. Zatruło to mnie, zdruzgotało do reszty... Miałem jeden tylko sposób na usunięcie tej męki nieznośnej... lecz wojna i ten sposób zniweczyła... Nazwisko moje dla wrogów Germanji stało się nienawistnem...
Manon milczała, zacisnąwszy usta i patrząc na swoje ręce.
— Byłem u pani... wtedy, aby choć w części spłacić dług uczciwości... Chciałem błagać panią, aby zechciała oddać mi swoją rękę... Rozumiałem, że pani odrzuci to... Mieć za męża kapitana Hansa von Essen!...
Usiłował roześmiać się, lecz kaszel zaczął go dusić. Długo walczył z nim, aż wreszcie znowu przemówił:
— Stało się inaczej, nie wiem — lepiej, czy gorzej?... Pani mnie nie przyjęła... Teraz pani jest tutaj i może w ostatniej chwili przed zgonem wspominam o tem...
Urwał, patrząc na Manon.
Podniosła głowę i rzekła:
— Nie mówmy teraz, gdy pan jest taki słaby jeszcze, o spłaceniu długu uczciwości, tem bardziej, że pan nie jest odpowiedzialny za to, co się stało...
Chory poruszył się i, unosząc głowę, szepnął:
— Ja kocham i kochałem tylko panią przez całe życie, kochałem nieświadomie, nawet nie w marzeniach, a tak, jak bezwiednie kochamy słońce, wolność, radość...
Znowu ciężko opadł na poduszki i czekał.
Strona:F. Antoni Ossendowski - Pięć minut do północy.djvu/177
Ta strona została przepisana.