Strona:F. Antoni Ossendowski - Pięć minut do północy.djvu/179

Ta strona została przepisana.

jakiegoś wstrząsu. Z pewnością chory otrzymał niepokojące wieści z Niemiec...
Pożegnali kapitana i odeszli, udzieliwszy Manon szczegółowych wskazówek.
— Muszę tymczasem opuścić pana — rzekła do chorego. — Wieczorem odwiedzę go.
— I jutro? — spytał, wpatrując się w twarz jej.
— I jutro... — odpowiedziała.
— Dziękuję ci, Boże, za chorobę! — szepnął z porywem. — Niech teraz przyjdzie śmierć. Już powiedziałem to, co czuję...
Dotknęła dłonią jego ręki tak, jak czyniła to w parku Mon-Repos, i bez szmeru wyszła.
Przymknął powieki i uczuł się nagle Hansem z „Zatoki Przyjaźni“, chłopakiem, na którego z zachwytem spoglądała Manon piwnemi oczami, łagodnie dotykając ciepłą swoją dłonią jego ramienia. Oprzytomniał po chwili i obejrzał się. W pokoju nikogo już nie było.
Westchnął i opuścił powieki, usiłując ponownie zapaść w cichy świat wspomnień o dawnych, bardzo dawnych dniach...


ROZDZIAŁ XIII.

Manon powracała do domu w zadumie, przechodzącej chwilami w wyraźnie odczuwane zdumienie.
Gdy szła do Hansa von Essena w towarzystwie milczącego Małachowskiego, myślała o tem, jak powita tego „krwawego, drapieżnego Niemca“, o którymi w Europie krążyły ponure legendy. Był to przecież zupełnie jawny, bezwzględny wróg jej ojczyzny, bandyta morski bez czci i serca, pogwałciciel wszelkiego prawa, ustalonego pomiędzy cywilizowanemi ludami.
Poco poszła do niego?
Nie potrafiłaby ściśle odpowiedzieć na to pytanie.
Nie chciała widzieć Hansa. Zbyt wielki nawał wspomnień i zrywające się echa ogromnej krzywdy krzyczały w duszy na samo słowo — „Niemiec“. Tymczasem wołano ją nietylko do „Niemca“, lecz do zbrodniczego dowódcy łodzi Nr. 30...