Strona:F. Antoni Ossendowski - Pięć minut do północy.djvu/24

Ta strona została przepisana.

— Ja pójdę do szkoły kawalerji, a, ukończywszy ją wstąpię do konnej gwardji, — wtórował mu Borys. — Najpiękniejszy to pułk w Petersburgu. Wysokie, lakierowane botforty, z białej łosiowej skóry rejtuzy obcisłe, biały krótki mundur ze złotem haftowaniem na kołnierzu i na piersi, na nim pancerz mosiężny, świecący, takiż hełm z orłem dwugłowym, długi pałasz, kary koń wysokiej krwi. Eh! Piękny pułk, a ciągle pozostaje przy boku Cara i jego rodziny...
Joe słuchał w milczeniu, zaciskając usta i szyderczo patrząc.
— A ty czem będziesz, Joe? — spytała Manon.
Anglik podniósł ramiona i cicho mruknął:
— Będę dyplomatą, jak mój ojciec... A ty, Manon?
— Ja... ja wyjdę bogato zamąż, będę miała dużo strojnych sukienek, brylantów. W teatrze i na balach wszyscy będą mówili z zachwytem: „Jaka piękna i szczęśliwa ta mała hrabina Debausse!“ — wołała dziewczynka, klaszcząc w dłonie.
— To już masz narzeczonego? — spytał, nagle rumieniąc się, Hans.
— Nie! — odparła Manon. — Tylko słyszałam, jak rodzice mówili, że chcieliby wydać mnie za syna starego hrabiego, tego, co ma w Bretanji historyczny zamek, a w Paryżu i Nicei wspaniałe wille, gdzie wiszą rzadkie obrazy i stoją marmurowe posągi.
— Znasz tego młodego hrabiego? — nacierał Hans.
— Nie widziałam go nigdy, ale stary hrabia jest przyjacielem tatusia, — odparła dziewczynka i, nagle zwracając się do Alfreda, zadała pytanie:
— Wszyscy powiedzieliśmy o sobie, tylko o tobie jeszcze nic nie wiemy! Co ty będziesz robił?
Alfred wzruszył ramionami i spokojnie, dobitnie rzekł:
— Będę rzucał bomby na wrogów Polski...
— Na wojnie? — zapytała zdziwiona Manon.
— I na wojnie i nie na wojnie... — odparł.
— Aha! — krzyknął Borys. — On chce być anarchistą!
— Ależ anarchistów posyłają na gilotynę? — szepnęła dziewczynka, zupełnie zbita z tropu.