Strona:F. Antoni Ossendowski - Pięć minut do północy.djvu/246

Ta strona została przepisana.

— Widzi pan?! — zawołała Manon. — I tam nawet daje się wyczuć jego odwieczna drapieżność!
Hans z Wilsonem odprowadzili Manon do domu i, pożegnawszy ją, poszli do kawiarni, gdzie mieli się spotkać z Leystonem i Małachowskim.
Gdy weszli na werandę, ujrzeli przyjaciół, siedzących w towarzystwie kilku nieznajomych panów i pań.
Byli to sekretarze angielskiej i niemieckiej delegacji, korespondentka socjalistycznego pisma francuskiego i rosyjska śpiewaczka, znajoma Joego z Londynu.
Rozmowa natychmiast zeszła na tematy dnia.
— Polacy powinni być zadowoleni! Ich idea miała powodzenie — rozpoczął młody niemiecki dyplomata. — Nawet pan minister Stresemann...
— Niezawodnie! — przerwał mu Leyston. — Wszyscy ministrowie bardzo sympatycznie odnieśli się do polskiego projektu.
— Dziwi mnie tylko, że Polacy, mając poważny spór z Litwą, właśnie w takiej chwili wystąpili z podobną propozycją! — wtrącił inny niemiecki urzędnik.
— Wybraliśmy ten moment dlatego, żeby dowieść naszej szczerości — odpowiedział Małachowski. — Nikt w Polsce nie wątpi, że w razie wojny, zwyciężylibyśmy bardzo prędko.
— Pan zapomina o Niemczech i Rosji, które podtrzymałyby Litwę — zauważyła, przenikliwie patrząc na Małachowskiego, Rosjanka.
— Nie wykluczamy tej ewentualności! — zgodził się Alfred. — Tymczasem jednak ani Francja, ani Anglja nie dopuszczą, aby Niemcy postąpili o krok dalej na wschód, bo połączenie się ich z Rosją byłoby zapowiedzią nowej wojny.
Yes! — wyrwało się Joemu.
— A więc ta strona jest już zaszachowana. Co do Rosji, to, doprawdy, nie przeraża nas rozreklamowana czerwona armja! — ciągnął Alfred. — Nasze dzieciaki pod Radzyminem i Ossowem rozpędziły ją na cztery wiatry. Gdyby wybuchła wojna z Rosją, musielibyśmy przemyśliwać raczej nad wyżywieniem jeńców wojennych, niż nad dostarczeniem armji pocisków. Raj sowiecki wszystkim tam dał się we znaki i czer-