podobni, bo są to poczwarki, które nigdy nie zmienią się na motyle. Nigdy! Inni, — ludzie nie gęby, lecz rąk, nie dowcipów ciętych, lecz myśli poważnej, zakończą to, co zaczęte było tak mądrze i szlachetnie! Wierzę w Polskę! Nie jest to bynajmniej wiara dla wiary. — O, nie! Mamy w sobie dużo romantyzmu i bez niego nic nie potrafimy robić. Jednak jest to romantyzm czynu, a przenika wszystkie warstwy społeczeństwa — od dołu do góry. Jesteśmy narodem nawskroś rycerskim. Nadałbym nawet wspólny herb wszystkim Polakom. Byłby nim człowiek na czerwonem tle, ciężkim młotem wykuwający serce z rozpalonej do białości stali...
— Oby tak było! — westchnął Małachowski.
— Tak jest! — zawołał Łaski. — Czyż pan nie widzi, że my, zdobywając przeszkody, zawsze przerzucamy przez nią swoje serce i dopiero później dążymy za niem? Jakież inne serce, oprócz stalowego, nie rozprysłoby się dawno? Niech pan przypomni też sobie, że rzuciwszy przed sobą serce, myślą szybko opanowujemy najgłębsze wzruszenie i wiemy, co nam robić wypada! Czyż nie spostrzegł pan tego w legjonach?
— Setki, tysięcy razy! — krzyknął Alfred. — Jak profesor to pięknie ujął!
— I tak bywało zawsze i wszędzie! — mówił Łaski. — Przez cały przeciąg naszej historji i aż do naszych czasów. Powstania, wielka wojna i wreszcie najazd bolszewicki. To był najjaskrawszy objaw naszej psychiki. Powołana pod broń młodzież ani chwili nie wątpiła, że szła na śmierć. A tymczasem jakiż to był poryw, werwa, jakie wspaniałe czyny najwyższego lotu ducha! Chłopskie pacholę, wypieszczony jedynak szlachecki, parobek wiejski, młody ksiądz — wczorajszy kleryk, robotnik fabryczny, terminator od szewca... — bohaterowie, romantycy czynu!...
— Widziałem to na własne oczy przy obronie Lwowa i Warszawy! — szepnął drżącym głosem Alfred.
— Widziałem to w różnych miejscach — odparł profesor — i jestem spokojny o Polskę! Niech tylko kierownicy nasi potrafią podsycać zapał do czynu przez
Strona:F. Antoni Ossendowski - Pięć minut do północy.djvu/256
Ta strona została przepisana.