Pan Piotr Neuville zawsze znajdował wolną godzinę, żeby wybrać się ze swoim wychowankiem na przechadzkę, i wkrótce stało się to dla niego nieodzowną potrzebą.
Nikt nie wiedział, jakie burze życiowe zmusiły wychowawcę do zrzucenia sutanny i habitu. Sędziwy profesor ukrywał przed natrętnym wzrokiem obcych ludzi swoje serce, być może, zbolałe lub zmięte nielitościwą ręką życia. Tylko w obecności Henryka czuł się swobodny i pogodny.
Prowadzili z sobą nieskończone rozmowy, a były one nieraz poważne i dziwne pomiędzy sędziwym człowiekiem, a dzieckiem jeszcze, jakiem był wesoły, promienny Henryk.
— Nieszczęście, jeżeli odrazu nie złamie człowieka, to — dobra rzecz, mój mały! — mówił kiedyś do chłopaka profesor. — Jest ono, jak zimna, orzeźwiająca kąpiel.
— Ja po kąpieli w jeziorze zawsze myślę, że dopieroco witałem ze snu! — rzekł Henryk.
— Właśnie! — zawołał Neuville. — Gdy człowiekowi powodzi się dobrze, staje się on obojętny na wszystko, zasypia. A tu nagle — nieszczęście!... Człowiek się budzi, zaczyna walczyć z przeciwnościami, lub z samym sobą, uczy się czuć inaczej, widzieć nowe rzeczy... — jest odrodzony i — lepszy.
— Więc trzeba się starać, aby spotkało nas jakie nieszczęście? — zapytał chłopak
— Nie! — zaprzeczył Neuville. — Trzeba unikać zbyt długiego snu i obojętności, mój mały przyjacielu, a jeżeli spadnie nieszczęście — nie ulegać mu, brnąć dalej i być lepszym. Każde nieszczęście jest napomnieniem lub karą. Nie wolno być głuchym na napomnienie i obojętnym na karę!
— Kto napomina i karze? Bóg? — pytał Henryk.
— Napomnienie — to głos sumienia, mniejsze nieszczęścia, które sami powodujemy. Kara spada z ręki Boga — objaśnił profesor.
— Bóg jest surowy... — zauważył chłopak.
— Tak, lecz tylko dla tych, którzy zapominają, czem człowiek różni się od dzikich zwierząt...
Strona:F. Antoni Ossendowski - Pięć minut do północy.djvu/260
Ta strona została przepisana.