cieczkę w góry. Przypomniałem sobie, że mały Henryk marzy o takiej wyprawie. Chciałbym zabrać go ze sobą, jeżeli Manon pozwoli?
— Cudownie! — zawołał Hans. — Wyobrażam sobie, jak będzie ucieszony mały chłopak! Ja też pojadę! Chcę widzieć, jakie wrażenie wywrą na Henryka góry.
Naradziwszy się, przyjaciele postanowili wziąć udział w wyprawie i zaprosić pannę de Chevalier.
— Już ja zorganizuję wszystko all right! — zapewnił Leyston.
— Nie wątpimy! — rzekł Małachowski.
— Dziękuję za zaufanie! — zaśmiał się Joe.
Niewiadomo, z jakiego powodu, wszystkim jednocześnie błysnęła myśl, że w stosunkach pomiędzy nimi zaszła wielka zmiana. W tem gronie nikt się nie czuł zwyciężonym i zwycięzcą, przedstawicielem słabszej lub silniejszej rasy, wyrazicielem jakiegoś systemu lub poglądu politycznego, wrogiego dla innych.
Roy Wilson mógł teraz spokojnie rozwijać przed przyjaciółmi swoje myśli o zbawiennych wpływach zorganizowanej pracy w warunkach pokojowego współzawodnictwa, Hans — marzyć o prędkiem wzmożeniu się wpływów Ligi Narodów, Alfred Małachowski opowiadać o Polsce, a Joe Leyston — słuchać wszystkiego ze spokojem, uwagą i chęcią zrozumienia i uzgodnienia z własnemi poglądami.
Przyjaciele spostrzegli nawet, że Joe coraz rzadziej krzywił usta i już prawie nigdy nie rzucał swego pogardliwego „o”!
Wszyscy odczuwali, że pomiędzy nimi już nastąpiło porozumienie i zjawiło się zaufanie wzajemne.
— Teraz Joe nie mógłby podejść mnie, jak to uczynił w Amsterdamie... — myślał Hans von Essen, patrząc na poważną twarz Anglika.
Roy Wilson przerwał chwilowe milczenie i, uderzając pięścią w stół, zawołał:
— Devil! Ludzie powarjowali do reszty!
— Co się stało, my dear? — zapytał zdziwiony Joe.
— Przeglądałem dzienniki i wściekłość mnie ogarnęła! Szaleńcy! Wojny im się wciąż zachciewa! I to na
Strona:F. Antoni Ossendowski - Pięć minut do północy.djvu/278
Ta strona została przepisana.